Strony

piątek, 16 września 2011

Urozmaicony tydzień


Oj, dzisiaj będzie bardzo długa notka. Czuję to. Mam Wam wiele do opisania. Działo się naprawdę sporo. Zaraz po opublikowaniu posta zabieram się za Wasze blogi. I mam dla Was dużo ciekawych zdjęć. Zaczynam sprawozdanie z minionego tygodnia.

- Testy diagnozujące -
 Za mną kilka testów. Między innymi z matmy, angielskiego, historii. Za niedługo czeka mnie z biologii, chemii i polskiego. Mam na razie wyniki z angielskiego, ale wolę się nimi nie chwalić. Przynajmniej wraz z koleżankami tłumaczymy sobie, że podczas roku szkolnego będzie widać poprawę w porównaniu do tego testu. Mhm, pocieszenie …
Tak poza tym, to nie ogarniam dlaczego będąc na profilu humanistycznym mam najwięcej zadania z chemii i matematyki. Rozumiem, z matmy piszę maturę, ale chemia? Przesada, o tak. Oczywiście nie wspomnę o gigantycznej ilości zadania domowego z polskiego, ale to chyba zrozumiałe.
Męczę się nad matmą i chemią. To pierwsze ledwo do mnie dociera. A chemię w końcu umiem i rozumiem. Jea! 



 - „O północy w Paryżu” -
Byłam na wyżej wymienionym filmie po lekcjach we wtorek z babcią. Mój Owen Wilson zagrał super. Ogólnie byłyśmy z babcią zachwycone tym, jak przedstawiono Paryż w deszczu, nocą i podczas pięknej pogody. Pokazane najważniejsze miejsca, najpiękniejsze zakątki. Te wąskie uliczki, malutkie kawiarenki i pchle targi przy katedrze Notre Dame.
Jak zwykle coś się musiało nie podobać. Denerwowała mnie filmowa Inez. Materialistka, niewrażliwa na sztukę, zadufana w sobie. Taka była jej rola, ale to nie zmienia faktu, że się poirytowałam jej postawą w stosunku do Gila (Wilsona).

- Mało czasu -
Czasu nie starcza mi na czytanie moich ulubionych książek i pisanie własnej. Stanęłam na razie na 90 stronach. Weny mam bez liku, ale przydałoby się wygospodarować trochę czasu. Przynajmniej mam chwilkę na oglądnięcie „Przepisu na życie” i „Ojca Mateusza”. Ale i tak ze względu na dyskomfort czuję się znakomicie i spełniona!

- Błatnia -
Tak dla wyjaśnienia – to szczyt w Beskidach. Całą szkołą udaliśmy się na to właśnie wzniesienie na rajd, który jest tradycją w szkole od wiek wieków. Już na starcie wyminęłam wszystkich maruderów(y) i szłam sama szlakiem na początku. Już nigdy nie popełnię tego błędu. Kiedy byłam na polanie, żadnego człowieka w zasięgu mojego wzroku, przed nosem przebiegły mi dwa dziki. Młody i stary. Długo rozwalały pobliskie krzaki. Pognały po jakimś czasie dalej w las. A ja stałam jak wryta i nie wiedziałam czy stać bez ruchu czy uciekać. Na szczęście mogłam kontynuować moją tułaczkę pod górę.
Ha! Odbyła się ona we wtorek, w poniedziałek była śliczna pogoda. Jak marzenie. Akurat w dniu wyprawy lało i było okropecznie zimno. Kurtka przeciwdeszczowa przyklejała się do zmarzniętego ciała, lodowate ręce chowały się w kieszeniach mokrej kurtki. Słodko. Dotarłam na szczyt. Pierwsza grupa za mną dołączyła po 15 minutach. Poczekaliśmy 2 godziny na grupę, która wyruszała z innego punktu i pomyliła drogę, dlatego tyle czekaliśmy. Na szczycie wyszło słońce, trochę wyschłam. Potem odbyły się prezentacje klas. Pierwszaki śpiewały rymowanki, my mieliśmy chyba 15 zwrotkowy wierszyk o nauczycielach i nauce w Medyku. Drugie klasy różnie. Trzecie miały kabaret; parodię „Familiady”; historię o Damianie, który chciał zostać lekarzem i „pszewodnika” po organizmie ludzkim. Duża dawka humoru. Podczas oglądania skeczów znowu nam dolało i kurczyliśmy się pod parasolami. Ale zabawa przednia.
To tyle o Błatniej.

 

 - Jeże -
Ostatnio zauważyliśmy z rodzicami, że przed oknem kuchennym przechadza się ciągle jeż. Tata nawet raz go złapał i nam pokazywał zwiniętego w ostrą kulkę. Niedawno okazało się, że budował sobie gniazdko ze ściółki i wprowadziły się do niego dwa małe jeże i dwa duże, wraz z nim. Tacie udało się uchwycić moment karmienia, ale nie widać może dokładnie na zdjęciu. Dla wyjaśnienia, to takie niekształtne z wielkimi, szarymi łapkami to mamusia, a ten śliczny pyszczek to jeden z malców. Kochane są prawda? Widok uroczy.

 

 - Podsumowanie -
Tydzień minął mi nad wyraz szybko i przyjemnie. Znam już wszystkich w klasie, po imieniu i nazwisku. Jestem z siebie dumna. Jest naprawdę masa super dziewczyn. Na razie każda z każdą stara się zaznajomić. To jest serio miłe. Doszła jedna nowa dziewczyna, znowu nasz stan wynosi 32. Podręczniki kupione, już zapowiedziane sprawdziany i kartkówki. W następnym tygodniu szykuje się wycieczka integracyjna do poradni psychologiczno – pedagogicznej. Na pewno będzie miło i sympatycznie. Od poniedziałku basen na wfie, jestem ciekawa jak to będzie wyglądało.
W mojej grupie (grupa z językiem francuskim) liczącej 15 dziewczyn jest super. Jakoś tak wszystkie się zgrałyśmy. Podczas rozgrzewki w parku nie obyło się bez dziwnych tematów i skojarzeń, w szatni śmichy chichy. Jest super. Cieszę się bardzo, że jestem w tym właśnie liceum!

Rozpisałam się, uf. Jeżeli ktoś to przeczytał i coś zrozumiał – wielkie dzięki. Trzeba się komuś wygadać (wypisać).
Jeszcze raz dziękuję za uwagę.
Miłego weekendu! ;) ;*

I na koniec:


10 komentarzy:

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna