piątek, 20 lipca 2018

Znowu w Anglii

Od trzech tygodni siedzę w Anglii, a dopiero teraz mam połączenie stałe z Internetem. Całe dwie kreski przy oknie w pokoju ;)
Po przylocie do Anglii, już na następny dzień zaczęliśmy pracę. Z początkiem lipca rozpoczęła się w Henley Regatta, trwająca 5 dni. Regatta to najważniejszy czas w roku dla tego miasteczka. Było bardzo pracowicie - codziennie po co najmniej 10 godzin, w szczytowych dniach (piątek i sobota) - po 15h.  Po Regacie był festiwal muzyczny, już nie tak zabiegany, ale nadal sporo się działo. Przez te wszystkie uroczystości i imprezy nasza trasa spacerowa była cała zablokowana i zastawiona przez sceny na rzece.
Po dwóch tygodniach festiwali i innych imprez, w końcu przyszedł czas na nieco luźniejsze dni w pracy. Mamy czas na ogarnięcie siebie. Z racji tego, że w końcu mamy Internet, możemy nadrobić wiadomości ze świata, wysłać wszystkie ważne maile, a ja kiedy Konrad jest w pracy - oglądam logi jeden za drugim. Na razie mam sposób, że nadrabiam wszystko z jednego kanału z tych trzech tygodni i dopiero potem biorę się za kolejne kanały.
Do Anglii pojechałam między innymi z zamiarem kupna sukienki na wesele przyjaciela. Nie zależało mi specjalnie na czasie, bo przecież przez całe wakacje można znaleźć w sklepach takie ubrania weselne, w końcu jest sezon. Po burzliwych tygodniach, a jeszcze przed wypłatą, Konrad wyciągnął mnie na poszukiwania sukienki po sklepach w miasteczku. Jak weszłam do jednego małego butiku - od razu zakochałam się w jednej sukience i już żadna inna jej nie dorównywała. Miałam kupować długą do ziemi, bo takiej jeszcze nie mam, a mi się marzyła. Skończyłam z kwiecistą, asymetryczną sukienką, która zaczyna się nad kolanami, a tył sięga łydek. Kobieta zmienną jest :)
Konrad już odlicza dni do wyjazdu, a tu jeszcze miesiąc i dwa dni. Mi na razie jest tu dobrze, w końcu przez rok mieszkałam z Konradem i stało się to dla mnie taką codziennością, że gdzie on, tam mój dom. Wiadomo, tęsknię za rodzicami, moim domem, małym zoo, ale wiem, że tęsknota nic mi nie da i nie zmieni, bo wcześniej i tak nie wrócę. Nie mam jak w Krakowie - wracam kiedy chcę. Skoro jestem skazana na Wyspy jeszcze miesiąc, to przecież wytrzymam. Potem będzie Erasmus w Rumunii, gdzie w ogóle będę wracać co 2 miesiące i to jeszcze będzie całodniowa wyprawa. Ale trzeba korzystać z życia póki mamy czas i podróżować :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna