piątek, 19 lipca 2019

Tydzień wyzwań - sama w domu

To był dla mnie ciężki tydzień. Zaczęło się od tego, że w niedzielę rodzice wyjechali na tygodniowe wakacje, co jeszcze nie jest takie ciężkie. Od poniedziałku codziennie czekałam na obiecany telefon odnośnie stażu w większej firmie. Czekanie i chodzenie wszędzie z telefonem jest uciążliwe. Uciążliwa jest też ta niepewność. Czwartej był przełomowy, ponieważ przygotowywałam się do wyjazdu na rozmowę kwalifikacyjną do innej pracy i zadzwonił telefon w sprawie stażu. W czwartek więc byłam sama w Raciborzu na rozmowie, a w piątek o 8:00 zaczęłam staż. Pierwszy dzień to poznawanie wszystkich i wszelkie szkolenia z systemów, oprowadzanie po hali produkcyjnej, wypełnianie papierów. Oczywiście ilość obowiązków i nowych rzeczy do nauki mnie przerosła, ale chyba bardziej przerażony był mój pies - w trakcie pracy nad naszym powiatem przeszła potworna burza i ulewa. Także nie dość, że Charon drżał ze strachu gdzieś w ogrodzie jak mnie nie było, to jeszcze był bardzo głodny, bo godzina karmienia przesunęła się o godzinę później. Jak tylko uchyliłam drzwi auta po powrocie, myślałam, że wejdzie mi na kolana. A jak głodny pies, to też głodny kot, który zazwyczaj nie przebywa na dworze dłużej niż 2 godziny.
W sobotę mam plan ogarnąć dom na powrót rodziców, bo żadnych innych planów nie mam - Konrad oczywiście mnie nie odwiedzi, bo cały świat jest przeciwko nam. Musiał się rozchorować, bo jak nie wtedy, kiedy akurat ten raz w roku, jak jestem sama cały tydzień? No właśnie, tak miało być. Nadrobię sobie jeszcze więcej seriali i filmów, bo potem będzie praca, obiad i salon z rodzicami. Pod tym względem czasami tęsknię za Krakowem, miałam tam wielu znajomych, których mogłam odwiedzać, gdy miałam nudniejszy dzień. Miałam Elę, chłopaków, jakoś inaczej czas tam płynął. Tutaj na wsi też jest urok - cisza, piękne niebo, moje zwierzaczki, dziadkowie obok, których mogę codziennie odwiedzać. Nawet poranne i wieczorne spacery samej z psem mają swoje plusy, chociaż po 10 minutach Charona trzeba już praktycznie za sobą ciągnąć - on to dopiero tęskni za moimi rodzicami.
Nie umiałabym mieszkać kompletnie sama. Noce są najgorsze, bo na każdy dźwięk w domu reaguję szybkim biciem serca. Dom ma swoje odgłosy, lodówka, pompa, prysznic, woda w rurach. Cały czas coś pyka, buczy i przyprawia mnie o dreszcze - wmawiam sobie, że to kot coś robi u siebie w pokoju. Poranki są smutne, bo zasłonięte rolety pogrążają salon w mroku. Nie lubię też sama jeść obiadów, w ogóle gotować dla jednej osoby. Posiłki jem przed laptopem, a to zły nawyk. Najgorsze, że muszę pamiętać o kilku kwiatkach, a kompletnie nie miałam i nie mam ręki do roślin. Mam nadzieję, że przeżyją do powrotu mamy i nie zawiodę jej w tym.
Jeszcze dwa dni i nie będę w końcu sama! Wolna chata kiedyś dla każdego brzmiała tak super. Pewnie dla wielu osób w moim wieku nadal jest to kuszące, ale trzeba mieć kogo do tej chaty zapraszać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna