niedziela, 12 maja 2019

24 urodziny - rok po roku

Dzisiaj obchodzę 24 urodziny. Urodziłam się 12 maja 1995 o 22:10. Ponieważ ostatnio pisałam, że przeglądałam albumy ze zdjęciami, postanowiłam kilka zdjęć sobie "sfotografować" i mieć tak dla siebie. Przy okazji stwierdziłam, że zrobię zestawienie mojego dojrzewania i transformacji na przestrzeni lat. Nie czuję się staro, nie czuję się młodo, bo czuję sie akurat, ale uważam, że nie jestem jeszcze gotowa na dorosłe, samodzielne życie.

1995 - rodzice robili mi dużo zdjęć jak się urodziłam, mama ponadto drukowała takie śmieszne, małe napisy, które wkładało się pod zdjęcia w albumie. Urodziłam się z czupryną ciemnych włosów i miałam też dosyć ciemne oczy już od małego.



 1996 - mój roczek, pierwsze dmuchanie tortu z pomocą rodziców. Naprawdę cieszyłam się na widok wszystkiego. Idealny dziecięcy model ze mnie był. 1996 rok to też rok narodzin mojego brata - Iwo.


 1997 - włosy zaczęły rosnąć dłuższe, dalej pozostały ciemne. Zaczęłam nosić większe buty! Tak, to ślubne mamy.  Moje włosy także zaczęły się podkręcać i wyglądały naprawdę uroczo. To już był nowy dom, wynajmowany niedaleko naszego nowo budującego się.


 1998 - jak każde dziecko prawie, miałam i ja swój rowerek. Na początku oczywiście z pomocniczymi kółkami. Do dzisiaj pamiętam jeden z pierwszych razów na rowerze bez dodatkowych kółek - wjechałam od razu do rowu z mnóstwem pokrzyw. Mankament mojej wsi - wszędzie jest pod górkę, ciężko uczyć się jeździć na płaskim. A każda wycieczka rowerowa kończy się drapaniem pod górkę do domu.


 1999 - zoo w Warszawie i nosorożec w tle. Rok później urodził się mój pierwszy kuzyn, właśnie pod Warszawą. Tam też mieszka nadal moja ciocia - siostra taty.


2000 - dumny przedszkolak i sławne portrety, które miało chyba robione każde dziecko w tamtym okresie.


2002 - dużo podróżowaliśmy z rodzicami, co roku zawsze gdzies jechaliśmy. Jedne z pierwszych wakacji, które bardzo dobrze pamiętam, to Grecja - wyspa Kreta. Tam przeżyliśmy z rodziną dużo przygód, super wspomnienia. Na pewno pamiętam wiele słońca z tamtych dni.


 2006 - poza wakacjami w lecie, dużo jeździliśmy też w zimie na narty. Najczęściej krajem docelowym była Francja, bo mama biegle mówi w tym języku. No cóż, od razu na głęboką wodę i Alpy. Uczyłam się od małego jeździć w naszych górach, potem właśnie francuskie góry. Jazda na nartach oznaczała 6 godzin dziennie przez 5 dni z rzędu spędzone na stoku w siarczystym mrozie. Ale widoki z 2000 m n.p.m. pamiętam do dziś.


 2007 - jeden z pierwszych samodzielnych wyjazdów, bo  5 klasie szkoły podstawowej pojechaliśmy z całą klasą na Zieloną Szkołę nad morze. Było to na tyle specyficzne, bo chodziłam do szkoły integracyjnej i na wyjeździe mieliśmy z 3 osoby niepełnosprawne. Bardzo dobrze wspominam ten wyjazd, nasze opiekunki, których było chyba z 5, super zapełniały nam czas ciekawymi zabawami. Pojechało kilka mam do pomocy i także opiekowały się nami jak swoimi dziećmi.


2008 - początki gimnazjum, kolejny wyjazd na narty, tym razem na Słowację, na którą często jeździłam z przyjaciółką z podstawówki. 


2009 - od początku podstawówki do połowy gimnazjum mniej więcej chodziłam na kurs ceramiki, czyli lepienia z gliny. Sporo lat kreatywnej, manualnej pracy. Nadal lubię śledzić strony artystów, którzy lepią z gliny na kole. Zawsze marzyłam, żeby robić na kole. Metoda polega na tym, że pedałem steruje się takim stolikiem (?) i na jego blacie nadaje się kształt glinie, najczęściej wychodzą z niej wazony, misy, kubki. Może jak będę starsza to znowu zacznę chodzić? I oczywiście 2009 to rok, kiedy zrobiłam sobie grzywkę! To był błąd, ale nauczył mnie, że najlepiej jest mieć normalną fryzurę.


 2010 - przez kilka lat praktykowałam z przyjaciółką z podstawówki wyprawy na krokusy. Mam i zdjęcie! Jakoś zawsze udało się trafić w takim okresie, że nie było tłumów, ludzi. Teraz jak widzę ile ludzi tłoczy się na tych najpopularniejszych szlakach, to bardzo się cieszę, że większość z nich przeczesałam jak byłam młodsza, a ludzie wybierali morze.


2011 - końcówka gimnazjum, na szczęście grzywka zdążyła odrosnąć, chociaż nadal jakieś niesforne włosy się wymykają spod kontroli. Zdjęcie z wycieczki na Halę Boraczą, którą mieliśmy pod koniec gimnazjum. Mimo, że wiele osób narzeka, że gimnazjum to zły okres dla rozwoju i dojrzewania, ja jakoś nie odczułam, żeby miało to na mnie demoralizujący wpływ. Właśnie w gimnazjum zaczęłam prowadzić bloga, trwa to do dziś. Właśnie w gimnazjum wkręciłam się w gry internetowe i zdobyłam wiele super znajomości.


2012 - jejku, to był najlepszy okres dla moich włosów! Były długie, podkręcane, gęste. To już było liceum, a konkretne zdjęcie zrobione w muzeum Armii Krajowej w Krakowie podczas wycieczki klasowej do dawnej stolicy. Trzmam jakąś imitację bomby czy coś. 2012 to też rok, kiedy przygotowywałam się do założenia stałego aparatu na zęby, bo kły zaczęły wymykać się spod kontroli.


2013 - wchodzenie w dorosłość, zrobienie prawa jazdy, założenie aparatu na zęby, spokojne i kulturalne osiemnastki przyjaciółek z liceum. Dużo się działo. Zdjęcie właśnie z mojej osiemnastki, organizowanej w wakacje, więc trochę po czasie, ale miałam wolny dom (rodzice na wakacjach) i zorganizowałam imprezę na tarasie. Na każdej z imprez dzielnie robiła nam zdjęcia Adela ;) Znowu wspominam z żalem moje mega długie włosy, bo rok później już zdążyłam je ściąć nad ramiona.


2014 - zdjęcie, do którego pozowałam do portfolio Adeli na studia forograficzne. Skończyłam liceum, poszłam na studia, ścięłam włosy bardzo bardzo, zerwał ze mną pierwszy chłopak. Przeprowadziłam się do nowego miasta i zaczęłam szukać nowej, samodzielnej drogi. 


 2015 - jedne z ostatnich wspólnych wakacji z rodzicami. Z racji tego, że już oboje z bratem byliśmy na studiach, wrzesień mieliśmy wolny. Skorzystaliśmy i pojechaliśmy z rodzicami na tydzień do Rzymu. Poza stolicą Włoch, zahaczyliśmy też o Asyż i Watykan, oczywiście. W 2015 roku rozpoczęłam też swój kolejny związek, który trwa do dziś.


2016 - mój pierwszy raz na wyspach, w Anglii. W tym samym roku skoczyłam też samodzielnie ze spadochronem. Dużo się działo, emocji co nie miara. Musiałam przełamać się w wielu kwestiach - skok z 1200 metrów, samo wejście do samolotu z myślą o skoku. Przełamałam się w rozmowie po angielsku, takiej swobodzie w używaniu go. Sama rozmowa nie przeraża, zwłaszcza z kimś, kto nie jest nativem, ale rozmowa z rodowitym Brytyjczykiem była na początku przerażająca dla mnie. Ostatecznie - same plusy. Na zdjęciu ja w Oxfordzie, gdzie potem pracowaliśmy 4 dni na uniwersytecie w kateringu.


2017 - skończyłam studia I stopnia, obroniłam licencjat z bezpieczeństwa narodowego, rozpoczęłam kolejny stopień z tego samego kierunku na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zawsze chciałam studiować w Krakowie, o UJ nawet nie śniłam, bo gdzie tam ja się dostanę. I mam. I podążam gdzieś tam ścieżką rodziców, mam wykształcenie, podobną dziedzinę zainteresowań.


2018 - nasza kolejna podróż do Anglii. Z racji zafascynowania rodziną królewską udało się także odbyć wycieczkę do Windsoru i zobaczyć zamek. Zdjęcie przed kaplicą, w której są śluby par książęcych.


2019 - Erasmus w Rumunii, powinnam w tym roku skończyć studia, rozpocząć pracę w zawodzie, zaplanować gdzie będę mieszkać, ale chyba na razie zostaję u rodziców. Dobrze mi tu, na Podbeskidziu. Tak oto mam 24 lata, przebrnęłam przez całe swoje życie tak bardzo w skrócie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna