sobota, 19 września 2015

Beskid Sądecki

Wróciłam z gór!
To, że było genialnie, to mało powiedziane. Bo ten wyjazd zawierał wszystko, co powinna zawierać dobra impreza. Było picie, było zgonowanie, było zdobywanie szczytów, umieranie na podejściach, zbieranie jeżyn i gotowanie kompotu, chodzenie ze świeczką do latryny, akcja GOPRu, małe kotki, piękne widoki, w luj kilometrów w nogach, zakwasy na łydkach, oglądanie gwiazd i rozkminy teologiczne. Naprawdę, wszystko.
Bardzo się zintegrowaliśmy w naszej wesołej trójce. Bo byłam z Grzesiem i Radkiem. I tyle mi wystarczy. Co prawda mogło nas jechać więcej, ale takie kameralne towarzystwo wystarczyło mi w zupełności.

Nasza trasa:

Piwniczna Zdrój -> Niemcowa -> Wielki Rogacz -> Radziejowa -> Przechyba -> Szczawnica -> Bereśnik -> Kraków.

Największe szczęście, jakiego doświadczyłam na górze w chatce. Takie to wątłe, jeszcze miało zeza, traciło równowagę, a futerko to prawie piórka. Małe niezdary, ale tak rozkoszne, że ojeju. Chłopaki zostali ochrzczeni kocimi wujkami

Nasze łóżka w chatce pod Niemcową. Spartańskie warunki - palenie w piecu drewnem, brak prądu, czerpanie wody ze źródełka, myszy buszujące w ścianie.

Widok z chatki, 6:30


Chatka pod Niemcową

Zdobycie najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego - Radziejowej

Selfie w Szczawnicy. Wtedy jeszcze byłam uśmiechnięta, bo nie wiedziałam, że czeka mnie mordercze podejście z gigantycznym plecakiem na plecach. Godzinę później planowałam morderstwo.

Schodzenie do Szczawnicy z Bacówki pod Bereśnikiem. Chłopaki na zdjęciu! My jeszcze w Beskidzie Sądeckim, a przed nami Pieniny i Tatry. Mogę umierać.

Odpoczynek nad Dunajcem. Podziwianie flisaków i machanie turystom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna