poniedziałek, 30 lipca 2012

Charon

Hej!
Od dzisiaj w domu mamy nowego lokatora - Charona. Jest to dwumiesięczny owczarek niemiecki długowłosy. Pojechałam z rodzicami przed południem go odebrać z hodowli. Jest cudny. Mała, puszysta kulka. Jeszcze piszczy i skomle, ale musi mieć czas na przyzwyczajenie się do nowego otoczenia. Dziadkowie i kuzyn są nim zachwyceni, rodzice go pokochali od pierwszego wejrzenia. Ja - tak samo :)

 
 
 

poniedziałek, 23 lipca 2012

Ciężkie westchnięcie

Hej Wam!
Znowu tu nic nie pisałam, a miałam się poprawić. No cóż, ale nie zauważyłam na szczęście jakoś specjalnie stęsknionych duszyczek ;)
Ten tydzień należy do ... w miarę czynnych. Ale powiem, że nie minął mi tak szybko jak przeciętny tydzień w szkole. Miałam dwa spotkania ze znajomymi. Jedno z Agatą przy czekoladzie i kawie. Opowiadania na temat mojego obozu i jej wyjazdu z zespołem. Drugie z Kingą i Natalią na lodach w Mc'u. Opowiadanie o naszych pierwszych 3 tygodniach wakacji i wzdychanie do pierścionków w sklepach. Mam ochotę na "srebrny pierścionek z diamentem", który zobaczyłam w CCC. Kusi.
Zajmuję się harcerskimi rzeczami. Piszę śpiewnik, rozważam i powoli robię zadania na próbę na stopień. Piekę ciasta, zaczynam zabawę z gotowaniem dań i szyciem na maszynie.
Przyłapałam się na tym, że uzależniłam się od sudoku i sprawdzania facebooka w poszukiwaniu powiadomienia. Czytam 1 ksiązkę na średnio 2 dni. Nie wiem, jak za miesiąc wrócę do szkoły.
Trzymajcie się, kiedyś  znowu się odezwę i może zdobędę się na coś konkretniejszego :)
Zdjęcia po ostatnim deszczu. Musiałam *.* Szkoda, że pierwsze nie jest ostre tam, gdzie tego pragnęłam.

 
 

sobota, 14 lipca 2012

Po przerwie - o obozie.

Witajcie!
Jejku, dawno mnie tu nie było. 2 miesiące zleciały tak szybko. Nie powiem, że brakowało mi jakoś strasznie pisania, bo miałam mnóstwo zajęć, które zapełniały mi każdą minutę. Znowu czytałam mnóstwo książek, siedziałam całymi dniami na facebooku i czatowała. Mimo małych statystyk, niewielu odwiedzin i małej ilości komentarzy będę pisała, bo w jakiś sposób człowiek się rozwija pisząc. 
Rozpiszę się i opiszę co tam się u mnie działo, chociaż sądząc po ilości, jaka może tego być, mało osób to przeczyta. Trudno, piszemy!
Maj minął mi szybko. Spędziłam go w doborowym towarzystwie, jak co dzień, bo z moimi babeczkami z klasy. Czerwiec minął tak samo szybko jak pozostałe miesiące. Bywały ostatnie sprawdziany, wyciąganie na wyższe oceny, podliczanie punktów do zachowania. Ostatni tydzień szkoły ... byłam tylko 2 godziny w szkole w sumie. Nie chciało mi się chodzić. Raz z dziewczynami na mieście, raz z Miśką, innym razem spałam w domu, kiedy indziej z mamą na zakupach. Skończyłam 1 klasę liceum z zachowaniem wzorowym i średnią 4.33. Zadowalająco jak dla mnie.
Na następny dzień po zakończeniu roku pojechałam na obóz rowerowy z moją drużyną wędrowniczek i zaprzyjaźnioną drużyną harcerek. Dojechałyśmy busem do Władysławowa. Przez 2 tygodnie jeździłyśmy rowerami po Pomorzu, w drugim tygodniu przejechałyśmy na Kaszuby. Zostawiając harcerki w podobozie trójmiasta, wyruszyłyśmy jeszcze z drużyną do Malborka na 3 dni. 90 km w jedną stronę i jeden dzień poświęcony na zwiedzanie miasta, większość i tak zeszła na zamek. Swoją drogą jest cudny, piękny i niesamowity. Nigdy wcześniej nie byłam tak zafascynowana historią danego zamku. Z wyglądu widziałam ładniejsze, ale ten jest taki majestatyczny. Szczególnie nocą wygląda fantastycznie. Spałyśmy na campingu nad stawem przy zamku, więc mogłam go ciągle oglądać.
Co do naszych nocy, zazwyczaj rozbijałyśmy się na polach namiotowych, raz na farmie wśród koni i gołębi, innym razem w lesie na polu ogniskowym, gdzie miałam swoją pierwszą wartę nocną od 3.00 do 4.00 z małą Kamilą, na której to musiałam przeganiać lisa od naszego jedzenia. 3 noce przespałyśmy w harcówce ZHR w Gdańsku. Był dach nad głową, sucho i ubikacja - pełen luksus. Na 2 noce zawitaliśmy też do obozu Gdańska, gdzie spaliśmy w lesie iglastym pełnym krzyżaków. Jedną z ostatnich nocy spędziłyśmy w hangarze ZHP nad Wisłą śpiąc w towarzystwie kajaków i łodzi. Blaszak, ale ciepło i przytulnie. Cudowne było to, że ciągle spałam bliziutko kogoś i mogłam czuć kogoś oddech na ręce. Wydawało się bezpieczniej i lepiej, nawet podczas momentów kryzysu. Najgorsze było suszenie wszystkich rzeczy jak złapała nas w drodze jakaś ulewa. Śpiwór, karimata, pidżama i mundur mokry - nie lubię, zdecydowanie.
Wspaniale wspominam pobudkę o 4.00 na wschód słońca nad morzem. Była mżawka, na horyzoncie z 3 stron świata szalała burza. Uwierzcie mi, pioruny nad morzem są najpiękniejsze. Były daleko od nas także oglądało się wspaniale. Co z tego, że było zimno. Co z tego, że miałam wszędzie piasek. Co z tego, że mżyło. Było magicznie. Szkoda, że nie da się przekazać tego obrazu innym ... No niepowtarzalne.
Całe 2 tygodnie jechałam na kanapkach z pasztetem i mielonką, średnio jakiś posiłek co 10 godzin. Za to jadło się raz, a porządnie.
Wróciłam wczoraj wieczorem, odebrali mnie sąsiedzi z dworca, bo rodzice byli jeszcze na wyjeździe. Babcia powitała mnie jajecznicą na pomidorach. Kropka przez 5 minut nie chciała się ode mnie odkleić. Niby byłam sama w domu, było pusto i ciemno, ale czułam się wspaniale z tą myślą, że jestem w domu i mogę z powrotem żyć w normalnych warunkach. Doceniłam bieżącą wodę, miękką poduszkę, ciepłe skarpetki i pachnące mydło. Wszystko, nawet najmniejsze rzeczy, stają się pożądane i cudowne po takim wyjeździe.
Mój licznik przy rowerze pokazał przejechanych 450km w 2 tygodnie, w tym kilka dni nie jeździłyśmy prawie w ogóle. Łydki mi się wyrobiły, utrzymałam wagę, doznałam mnóstwa wrażeń. Pozytywnie.
Dziękuję za uwagę, od dzisiaj będę częściej tutaj pisała. W najbliższych dniach poczytam coś na Waszych blogach. Trzymajcie się!

Żeby nie było za pusto. Z czerwca o ile dobrze pamiętam. Jak dostanę zdjęcia z obozu - coś dodam.