piątek, 27 marca 2015

Marcowe unikaty

1. Książka

Wstyd mi. Miałam takie strasznie ambitne plany i postanowienia co do książek, a czytam bardzo mało. Jestem już na tyle rozleniwionym człowiekiem, że ograniczam mój rozwój kulturalny do filmów i seriali. Niestety, zauważyłam, że w roku akademickim nie potrafię czytać rzeczy poza tymi, wymaganymi na ćwiczenia. Ciężko jest mi się skupić na czytaniu, jak jest tak wiele rzeczy do zrobienia.

2. Film

Udało się. Mogę to zaliczyć do mojego małego sukcesu. W tym miesiącu skończyłam całą sagę Gwiezdnych Wojen. Dla niewtajemniczonych - najpierw nakręcono części od IV do VI, a potem, 20 lat później, część I do III. Według wielu osób te najnowsze pod względem produkcji częścią są gorsze. Według mnie każda jest w pewnym rodzaju wyjątkowa i na swój sposób szczególna. Epizody I - III podobały mi się ze względu na Natalie Portman, a IV - VI na Hana Solo, czyli Harrisona Forda. Jestem z siebie dumna, że przebrnęłam przez wszystkie części, mimo, że zazwyczaj zasypiałam po pół godzinie, bo zaczynałam je oglądać w środku nocy. Daję okejkę i zaliczam do klasyków kina, obojętne jakiego gatunku kto jest fanem.



3. Piosenka

W tym miesiącu rządzi ... Ed Sheran i "You need me, I don't need you". Piosenka zawładnęła moim sercem w tamtym tygodniu po pamiętnym chodzeniu po barach z Miśką. Trafiłyśmy do klubu, gdzie organizowano karaoke. Prowadzący wziął mikrofon i to zaśpiewał. To, że byłam pod wrażeniem, to mało powiedziane. Ledwo nadążałam z czytaniem tekstu na wyświetlaczu, a on nadążał ze śpiewaniem. Jestem w szoku! I od tamtej pory piosenka chodzi mi po głowie cały czas :D

4. Ubranie

Z ubraniem może być kłopot, bo na nic nowego mnie nie stać. Oszczędzam na inne, ważniejsze rzeczy. Coś czuję, że jeśli do maja nie będę miała nic konkretnego w tej kategorii, to ją zmienię.

5. Strona internetowa

Stało się. Do moich uzależnień z gier doszedł World of Warcraft, znany jako WOW. Wszystko przez Konrada. Wiadomo, że jak coś poznam nowego, i nie daj Boże mi się to spodoba, wkręcam się na maxa i musi minąć dużo czasu póki się nie znudzę. Horda, troll, warlock, 45. Pozdro dla kumatych ;p



6. Zdjęcie


Piękny drink od pięknego barmana w Hard Rock Cafe.

7. Kosmetyk

Króluje Bielenda. Jestem absolutnie zachwycona tym masełkiem do ust. Nawilża, długo się trzyma, przepięknie pachnie, wygładza usta i przez kilka godzin czuć słodki smak na wargach. Do tej pory stosowałam tylko jagodowy balsam z Nivei. Tę Bielendę dostałam jako podarunek po wizycie u kosmetyczki. Coś czuję, że zostanę przy niej i nie wrócę do Nivei. Masełko jest bardziej delikatne, a balsam bardziej klejący. I jednak wolę zapach brzoskwiniowy od jagodowego ;)



8. Biżuteria

I znowu nudy. Mało biżuterii w tym miesiącu, bo leczyłam rękę i nie mogłam sobie poszaleć z ozdabianiem nadgarstków. Szyja to co zwykle, nic nowego nie mam. A kolczyki - proste, srebrne, bo często chodziłam w spiętych włosach i odsłaniałam uszy.

9. Jedzenie

Ciasto kokosowe. Mało w tym miesiąciu gotowałam, piekłam, ale to ciasto mi chyba wyszło. Bratu smakowało, dziewczynom także. Zaczerpnięte od Joli.

10. Sytuacja

Ojej, w tym miesiącu tyle się dzieje. Pewnie zapadnie mi w pamięć tydzień poza domem i grania w WOWa, a potem tydzień imprez, klubów i barów. Przeraża mnie to, jak bardzo jestem pod wpływem innych osób. Podobno miałam być asertywna.
Chociaż myślę, że warto wspomnieć o I Dyktandzie Krakowskim. Więcej w poście.

środa, 25 marca 2015

Wiosennie

Przepiękny Kraków na wiosnę.
Wróciłam do stolicy Małopolski w wiosennym płaszczu, zimowy zostawiłam w szafie w domu i mam nadzieję, że już go nie założę aż do listopada. Zaczynam sezon spódniczek, sukienek, ale jednak nadal z botkami.
Mając chwilę przerwy między wykładami spaceruję po rynku z kubkiem kawy, ciastkiem i w okularach przeciwsłonecznych. Coraz bardziej kocham to miasto.
Na rynku trwają przygotowania do kiermaszu wielkanocnego. Rusza w sobotę, wizyta obowiązkowa w weekend!
Weekend ogólnie zapowiada się ciekawie. Zostajemy z Elą w Krakowie. Mamy zamiar jeść pizzę i popijać ją winem. Babsko. Kingi nie udało się ściągnąć z Katowic, ale może akurat porwiemy inną z dziewczyn ;)

Wracamy do Krakowa + pomalowane pazury ;)

Subway, Subway!




czwartek, 19 marca 2015

600 postów

Przegapiłam, wczoraj styknęło mi 600 postów na blogu. Już coraz bliżej 1000, ale i tak marnie jak na tyle lat blogowania.
Miały być wczoraj kluby, ale szczęśliwie okazało się, że kolega z roku zorganizował domówkę u siebie, więc posiedziałam z przyjacielem niecałą godzinę z dziewczynami i zwinęliśmy się do znajomego.
Jak zwykle w ich towarzystwie spędziłam super noc. Cały czas utwierdzam się w przekonaniu, że moi chłopcy są najlepsi, nie zamieniłabym ich na żadnych innych i kocham każdego z osobna. Moje życie studenckie robi się coraz bardziej spontaniczne. To takie piękne, że ten semestr jest luźniejszy od poprzedniego i mam sporo czasu wolnego dla siebie.
3.00 i do spania. Nie wiem jak wstałam. Już koło północy zasypiałam na stole i kręciło mi się w głowie, na szczęście rano wyglądałam w miarę znośnie. Dotarłam na zajęcia, nawet mam notatki i kontaktowałam, co się działo. Jest good.
Jutro w końcu do domu. Muszę przyznać, że tęsknię za rodziną. Codzienne wieczorne rozmowy to nie to samo, a łóżko krakowskie to nie moje-moje. I jedziemy na urodziny Błażeja - brata Miśki. Więc znowu zobaczę najlepszą przyjaciółkę! Mimo, że widziałyśmy się kilka dni temu, znowu mam co jej opowiadać. Będą plotki przeplatane opieką nad Kostkiem.
W poniedziałek mama umówiła mnie na zabieg oczyszczania twarzy. Już ostatnio moja twarz wycierpiała się kwadrans, gdy kosmetyczka regulowała mi brwi nicią bawełnianą. Nigdy więcej. Zaczęły lecieć mi łzy i się rozmazałam. Ale mam nadzieję, że będzie mi się łatwiej regulować samodzielnie po lekkie poprawce kosmetyczki.
Czas jeść tortillę!

środa, 18 marca 2015

Studenty

Dagna się źle prowadzi :D
Poza tym, że cały zeszły tydzień przesiedziałam na drugim końcu Krakowa i grałam w WOWa, to w tym tygodniu przeszłam kolejną fazę rozwoju studenckiego. W poniedziałkowy wieczór spotkanie z Misią i drinki z Hard Rock Cafe. Co prawda prawie zbankrutowałam, ale był tam taki piękny barman ... Taa, lecę na barmanów :D Potem przeniosłyśmy się na karaoke w Klubie Kulturalnie. Tam już sprite, bo nie chciałam się przekręcić. W końcu moje pierwsze wyjście na alko. Harcerze mnie zabiją, może dlatego nikt z nich nie polubił zdjęcia na facebooku, muahaha ^^
A wczoraj - basen po zajęciach, sauna i na drinki. Ponieważ świat świętował dzień św. Patryka, to obowiązkowo alkohol musiał mieć zielony kolor
A dzisiaj ... klubbing z dziewczynami z roku. Boję się. Bo nie będzie moich najlepszych znajomych, może mi się nie podobać. Plus jestem lekko spłukana i pewnie zgłodnieję :D

Mariacki wieczorem
Bahama mama w HRC
Misia, Misia. Całowanie słomki?
Ozdoba na drinku ^^
Zielone drinki, a w tle "Niezgodna".

poniedziałek, 16 marca 2015

Przecież doskonale to wiem.

I Dyktando Krakowskie

Weekend nie był jakoś specjalnie produktywny. Przełamałam nołlajfienie z Konradem wyjściem na I Dyktando Krakowskie. Organizował to UJ, dlatego w ogóle się o tym dowiedziałam.
Było trudne, cholernie trudne. Dużo regionalizmów, nazw własnych, gatunków zwierząt, roślin i innych dziwactw. Może kiedyś wrzucą tekst do Internetu, wtedy się pochwalę co to pisałam za koszmary. Ale podobała mi się organizacja imprezy. Nie dość, że było to w moim ulubionym budynku UJ - Auditorium Maximum, to jeszcze każdy uczestnik dostał gadżety z logiem UJ.
Ludzi było sporo, mógł przyjść każdy. I foto, foto.



Torba materiałowa
Teczka z "grawerem"
 


Ulubiona kawa w Subway'u
W oczekiwaniu na wyniki - wykład o Wiedźminie

..:: Edit ::..
Tekst dyktanda:
 
GMO z UJ-otu, czyli megathriller po krakowsku

Nie wierzcież, że to klechda czy humbug. Rzecz działa się nie w kraju samurajów pod Fudżi-jamą, lecz u podnóża Wawelu przed półtrzecia roku. UJ otrzymał grant z Funduszy Europejskich na wyhodowanie klona jakiegoś superprzodka z jego nanoszczątków. Na żądanie Unii bez wahania, naprędce zarządzono quasi-casting. Think tank rozważał ożywienie próchniejącego w Bari truchła Bony Sforzy w hołdzie dla - mamma mia (!) - włoskiej kuchni z jej lasagne (lazaniami), panna cottą i cappuccino. Niepodobna było przeoczyć ultraksenofobkę i prahipsterkę Wandę, od zamierzchłych czasów leżakującą w wiślanym mule. Na Facebooku jakiś zhardziały Wielkopolanin lobbował za wskrzeszeniem megagryzoni z Mysiej Wieży w Kruszwicy. Na próżno, straż rektorska dała odpór tym haniebnym mrzonkom. A nużby mysie tete-a-tete z prorektorem skończyło się przykrym déja vu(e).

Wybór padł w końcu na Smoka Wawelskiego w nadziei na wzmożenie ekoturystyki. Któż by nie chciał strzelić sobie selfie z takim quasimodo w(e) fiakrze? W Muzeum Narodowym odbył się wernisaż wystawy "W przestrzeni Smoka". Biotechnolodzy wyposażeni w górniczy strug zheblowali powierzchnię skał Smoczej Jamy w poszukiwaniu podwójnej helisy bestii. Ze skalnych zrzynek i strużek uzyskali DNA i otworzyli, chcąc nie chcąc, puszkę Pandory.

W czas Wielkiejnocy, w przeddzień rękawki wkradł się znienacka chyżo do laboratorium świeżo upieczony, hoży, acz podstarzały stażysta, pół-Kreol, obecnie hażanin, który przyjechał nie byle tendrzakiem, a Pendolino z Gdyni-Obłuża. Tenże to niewydarzony i z lekka zaburzony eks-Zabużanin w rozchełstanym, zszarzałym chałacie i ze zwarzoną miną chytrze przemieszał zawartość wpółotwartych probówek. Poniewczasie okazało się, co ten huncwot w półnegliżu, pseudo-Frankenstein rodem z klubu go-go sprokurował. Ni stąd, ni zowąd, wpośród feerii hiperwystrzałów wykluła się z menzurki półzwierzęca chimera. Tęższa od humbaka, z głową drobno nakrapianej helodermy, grzbietem guźca, buszboka czy suhaka, ogonem warana z Komodo, charme'em żararaki i subtelnością najeżki. Shrek by się nie powstydził.

Z powodu nadwyżki energii ochrzczono hybryda Tauronem. Przerażający dźwięk a la thrash metal, a może thrashcore wydobył się z jego trzewi, aż zatrzęsła się kładka Bernatka, wawelskie rzygacze pospadały na krużganki, zadrżał dzwon Zygmunt, a w hotelach drzeć się zaczęły draperie z chintzu. Po tym głośno brzmiącym entrée ruszył potwór pędem bez GPS-u na łów. Nieopodal kościoła Na Skałce zboczył na most Grunwaldzki w stronę Alei (Alej) Trzech Wieszczów, by dotrzeć do pałacu Pugetów, notabene (nb.) ostoi jerzyków. Miał jednak pecha. Wnet zbrakło w mieście choćby półdziewic, które by nie klęły jak szewc. Tychże psiajucha nie trawił. Od krakowian otrzymał wegański furaż: morzypła, możylinki, merzyki, storzyszki i storzany, i inne chabazie przyprószone ostryżem. Juhasi z Podhala w trzcinowych króbkach przywozili płaskurkę i życicę, reż, zeprzałą pszenicę oraz żyto krzycę. Do menu dorzucono dary mórz: terpużkę wielosmużkę, chryzor, mikiżę, wachę i strzeżki. Lecz niby-Hydrę nadal głód morzył i zbój hejnalistę z wieży Mariackiej spożył. I tak nie doczekał dożynek niczym rzeżuchowiec zorzynek, jako że w niespełna rok zabił go krakowski, wysokosiarkowy smog. 

piątek, 13 marca 2015

Perfekcyjna Pani Domu

Perfekcyjna Pani Domu chodzi sama do apteki i łyka tran. Konrada rozłożyło, a ponieważ przez ostatnie kilka dni miałam z nim dużo kontaktu, polecono mi coś zażyć i się uodpornić. Tak więc 4 dziennie tabletki i żadna choroba nie powinna mnie dopaść.
Pani Domu zrobiła zakupy. Jeździła nawet z wielkim wózkiem po Auchan i nie wyrabiała na zakrętach. Torby z zakupami prawie urwały mi ręce, ale to uczucie, kiedy mogłam tyle dobrych rzeczy rozpakować w kuchni - jest cudowne. Uwielbiam rozpakowywać zakupy.
I Pani Domu w końcu użyła pralki w mieszkaniu. Tak, wcześniej woziłam brudy do domu, a teraz stwierdziłam - czas się ogarnąć i dorosnąć. Kapsułki, czarna bielizna i do roboty!




 

środa, 11 marca 2015

Lenistwo

Taka ze mnie niegrzeczna studentka. Nie chodzę na zajęcia, tylko śpię i gram na komputerze ze znajomymi. Jak już przebudziłam się o tej 11, to dostałam nawet kawę do łóżka.
Wysypka nadal jest, nie schodzi. Ale mam ludzi od smarowania mi ręki.
Mam bardzo leniwy dzień. Gdyby nie to, że musiałam wrócić do mieszkania po kilka rzeczy, to nie przebierałabym się z pidżamy do jutra.
Miałam iść na targi kariery, miałam iść na zajęcia, miałam czytać tekst na socjologię, ale wyszło jak zawsze i moją asertywność szlag trafił. Przynajmniej dziewczyny miały wolne ode mnie. Aż na dwie noce ;)



niedziela, 8 marca 2015

Niedziela

Wiedziałam, że tak to się skończy. Niedzielne popołudnie - leżę w łóżku z laptopem na kolanach, oglądam vlogi na youtubie, coś tam gram w Sims 2, a socjologia jak leżała, tak leży nietknięta. Upiekłam ciasto - babkę kokosową. Jest dobra. Co prawda nie znalazłam w domu czekolady mlecznej i mam gorzką polewę, ale chyba mi wyszło. No, może trochę za bardzo zbite, mało puszyste. Iwo zje, wezmę do Krakowa, wszyscy będą szczęśliwi.
Po hennie została mi wysypka. Troszkę puchnie ślad po wzorku. Czytałam różne fora na ten temat, mam nadzieję, że u mnie nie będzie to jakiś ostry stan zapalny, bo chyba się załamię. Nie lubię mieć chorej skóry ;/ Póki co podkradłam z domowej apteczki jakąś maść. Pocieszenie jest takie, że Konrad też ma wysypkę, więc będziemy się smarować i marudzić razem. W kupie raźniej. Dwa takie łosie zaczęły bawić się henną -.-
Za ponad miesiąc Pyrkon. Jaram się strasznie. Tym bardziej, że pojadę chyba z fajną ekipą, chłopcy nie zostawią mnie samej :) Będę się przebierać, więc jest good! W planie także jakieś małe zwiedzanie Poznania.
Za chwilę muszę wstać, ogarnąć moją twarz i lecę na mszę z mamą za dziewczynę mojego brata. Dziewczyna ma już 18 lat, taka dorosła :D Przy okazji wyjdę na zewnątrz, zaczerpnę świeżego powietrza, bo coś mnie mdli od kiedy przyjechałam do domu.
Zaczynam oglądać seriale, z którymi nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. To wszystko za namową oczywiście mojego przyjaciela. Pierwszy odcinek Supernatural za mną, kończę 1 sezon Sons of anarchy, a wieczorem mam zamiar wziąć się za Breaking Bad.
Jutro wracam do Krakowa. Znowu na dwa tygodnie. Ale - wprowadza się Ela. Itan ode mnie ucieka, a zastępuje ją druga babeczka. Więc jedziemy z Natalią wcześniej do mieszkania, żeby pomóc koleżance przeprowadzić się z drugiego końca Krakowa. Skończy się przyjmowanie gości na noc! Ale przynajmniej będę się miała do kogo odezwać wieczorami, bo ostatnio się alienowałam :) Przede wszystkim - Ela zaznajomiła się już z naszą współlokatorką z pokoju obok, więc będzie się nam w 3 dobrze mieszkało.

piątek, 6 marca 2015

Nutella z imieniem

Po dwóch dniach znowu wracam do domu. Wykład w piątek o 12.00 ma ten minus, że po 14 .00 w autobusie są tłumy i musiałam stać 1,5h z panami pchającymi się na mnie z obu stron. Jak się zwolniły miejsca, to sobie usiedli. Nie, żebym się strasznie oburzała, że mi nie ustąpili, ale zachowywali się prostacko i w takich chwilach bardzo doceniam moich cudownych kolegów z roku. Bo oni są wspaniali na każdym kroku i uroczy. Tak, jestem w nich zakochana :D
Dzisiaj na basenie wycisk. Na przemian: ćwiczenia w wodzie, ćwiczenia na lądzie.
Ten tydzień był dosyć lekki, bo na razie nie zadawali nam za dużo zadań - w końcu to pierwsze zajęcia zaraz po organizacyjnych. Powoli przyzwyczajam się do nowego planu, czyli wolnego poniedziałku i wstawania przez pozostałe dni na 8.00. Jest mi łatwiej wskoczyć w tryb nauki, bo poprzedni semestr miałam bardzo, ale to bardzo ciężki.
Przez te kilka dni mieszkała u mnie Ela. Itan na razie się nie pokazuje w Krakowie, więc ją przygarnęłam pod moje skrzydła. Nie czułam się taka samotna, miałam wesoło i do kogo się odezwać.
Wróciłam do pokoju, a tu czekała niespodzianka od Iwo - słoik Nutelli z moim imieniem, a właściwie zdrobnieniem, oraz słuchawki do grania, które odziedziczyłam, bo dostał nowe. I tak się cieszę :D W ogóle fakt, że coś mi podarował, tak bezinteresownie, tak z braterskiej miłości. Mam postanowienie na Wielki Post, że nie będę jadła słodyczy. Nutella czeka w takim razie na kwiecień ^^


A co do wiosny ... tęsknię za wiosną. Ogólnie jestem ciepłolubna, więc marzę, żeby w końcu zdjąć szaliki, czapki, płaszcze, kozaki. Zbrzydło mi to.
Wiosnę w sercu mam ciągle. W końcu jestem dość pogodną osobą, wesołą i radosną. Czasami cieszę się i śmieję za często, ostatnio znajomi ze studiów zaczęli mnie o coś dziwnego podejrzewać. Według nich to nietypowe, że tak się nie da. I coś na pewno się za tym kryje!
Ale ja po prostu mam powody do radości, tyle dobrego mnie spotyka :)


czwartek, 5 marca 2015

Miałam dzisiaj chwilę kryzysu w tramwaju. 
Chciało mi się płakać, ale nie potrafiłam uronić chociaż jednej łzy. 
Wyczerpałam limit?

niedziela, 1 marca 2015

Selfie tag

Tag realizowany przeważnie na youtube. No ok, zwłaszcza na yt. Bo to tag w końcu. Ale ja nie mam vlogów, nic nie nagrywam, więc zrobię go w formie pisemnej, czyli wpisu.

1. Jaka jest twoja najlepsza cecha fizyczna?
Ponieważ jestem narcyzem, to lubię w sobie wszystko. No prawie. Ale myślę, że najbardziej zadowolona jestem z nóg, które są długie, i z oczu, bo mają ciekawy kolor. Ewoluują z piwnego na bursztynowy, a teraz mają fazę brudna od ziemi zieleń. Mam do tego ładną oprawę oczu. Ponieważ jestem szatynką, to mam ciemne brwi, które są dość gęste i grube. Odpowiednio wyregulowane dają ładny efekt i podobno przyciągają wzrok na zdjęciach portretowych.

2. Gdybyś mogła odwiedzić jakiekolwiek miejsce na ziemi to gdzie byś pojechała i dlaczego tam?
Nowa Zelandia. Powodów jest sporo. Najważniejszy to plan filmowy dla Władcy Pierścieni i Hobbita. Poza tym jest to ten jeden z niewielu fragmentów globu, nieopanowany w całości przez ludzi. Taki mniej ucywilizowany. Te fiordy, zieleń, łańcuchy górskie, ciemne jeziora. Po prostu ... poczuć tę przestrzeń, wolność, trochę zimnego powietrza. I poczuć się jak mieszkaniec Śródziemia.

3. Co potrzebujesz żeby poczuć się lepiej gdy jesteś chora?
Uważam, że najlepszym lekarstwem jest przytulanie i sen. A ponieważ zazwyczaj mam "pod ręką" tylko łóżko, to zawsze gdy czuję się źle, od razu kładę się spać. Ogólnie uwielbiam spać. A do tego mięta. O tak, mięta to najlepszy napój na świecie zaraz za herbatą z mlekiem.

4. Jaką jedną poradę dałabyś młodzieży i dlaczego?
 Żeby przestali traktować siebie jako pępki świata. Ostatnio miałam kilka rozmów z młodszym znajomym (o 3 lata). Gimbusek zakochał się w jakiejś dziewczynie, ona go odtrąca, a ja muszę tego słuchać i już mnie szlag trafia. Naprawdę, nauczyłam się, że da się żyć bez drugiej połówki. Od tego się świat nie wali. Myślałam, że Paweł będzie tym jednym, jedynym na całe życie. Że będziemy razem do śmierci. Po rozstaniu nie wyobrażałam sobie życia z kimś innym, miałam uraz do chłopaków przez kilka dni. Ale mi przeszło. Mój świat się nie zawalił. Ułożyłam sobie życie emocjonalne, pogodziłam z myślą, że tak się zdarza. Nie wszystkim wychodzi, a przecież mam jeszcze dużo czasu na znalezienie idealnej połówki. Więc błagam, nie załamujcie się, krzywdźcie, okaleczajcie po "stracie wielkiej miłości". Macie siano w głowie i jeszcze nie myślicie za bardzo. Tak, gardzę młodzieżą z "problemami". Trudno, jestem ta zła, ale ja nigdy nie miałam takich problemów, jak byłam młodsza.
5. Jak myślisz jakim zwierzęciem byłaś/mogłabyś być w swoim poprzednim wcieleniu?
Pomyślmy ... uwielbiam spać, przytulać się, ciepełko, herbatę z MLEKIEM. I bardzo dobrze dogaduję się z Kropką. Chyba byłabym kotem. Z pewnością. Kiedyś zakładałam, że myszą, bo taka jestem w towarzystwie. Powiedziałam o tym mamie, odpowiedziała "Wiesz jak wygląda szara mysza? Twoja uroda przyciąga uwagę, nie jesteś szara". Wiem, że to moja mama, i w sumie ona zawsze mi tak powie. Mimo wszystko, nie uważam się już za szarą mysze, tylko właśnie kota, który czeka, obserwuje i w pewnym momencie upatrzy sobie najwygodniejsze kolana.
6. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie co byś zmieniła?
Oglądnęłam zbyt dużo filmów, seriali o podróżach w czasie, żeby ingerować w przeszłość. Na pewno bym coś zepsuła, bo jestem zbytnią ofiarą w obchodzeniu się z takimi rzeczami. Miałam momenty w życiu, które bym cofnęła, ale wiem, że na pewno odbiłoby się to na teraźniejszości. A moja teraźniejszość bardzo mi się podoba. Ogólnie lubię swoje życie, bo jest szczęśliwe, wygodne, póki co bez porażek, zbytnich smutków, wypadków.
7. Co robisz dla rozrywki w weekendy?
 Od października moje weekendy spędzam nad książkami, jednak nauki mam sporo. Mimo to, jak mam chwilę dla siebie, to oglądam filmy i nadrabiam seriale. Ostatnio też w weekendy często spotykałam się z przyjacielem, zwłaszcza jeśli zostawałam w Krakowie. Ale w weekendy lubię leniuchować, siedzieć całymi dniami w mieszkaniu - nieumalowana, w dresiku, z herbatką i pod kołdrą. Taaak, zdecydowanie, to moja rozrywka :)
8. Co denerwuje Cię w miejscu gdzie pracujesz?
Nigdzie nie pracuję, uczę się nadal. Ale być może można uczelnie nazwać miejsce pracy. W uczelni denerwuje mnie to, że mój instytut nie ma stałego miejsca, więc codziennie mam w innym miejscu w Krakowie, czasami nawet w jednym dniu muszę kilka razy zmieniać budynek. I trzeba przedostać się na inna ulicę w ciągu kilku minut, bo nie ma większego okienka. Niby są zalety, bo poznamy Kraków, ale to ubieranie się, rozbieranie, bieganie, spóźnianie, stale w ruchu. Taak, mam sport :D
9. Nie mogę żyć bez _________.
Bez rodziny i przyjaciół. Uświadomiłam to sobie wczoraj. Póki co mieszkam sama w pokoju. Itana nie ma, ale formalnie mieszka nadal. Drugiej współlokatorki także nie ma sporo czasu, więc teoretycznie jestem sama w mieszkaniu. Weekend też taki samotny, jedynie facebook mi wiernie towarzyszy. W takich chwilach zdaję sobie sprawę, jak bardzo nie lubię być sama, jak bardzo potrzebuję drugiej osoby. Nie mogę więc żyć bez rodziny i przyjaciół. Z mamą mam kontakt codziennie, dzwonimy do siebie i gadamy po pół h, zdając relację z minionego dnia. A w tygodniu praktycznie codziennie widzę się z Konradem, co także wpływa na mój humor, bo mam świadomość, że mam kogoś obok siebie i nie jestem sama w Krakowie.
10. Jakbyś mogła mieć jedną super moc w swoim życiu to jaka by to była super moc?
 Chyba moc uzdrawiania. Nie tylko siebie, ale też innych. Nikt nie lubi być chory, nikt nie lubi bólu. To byłoby bardzo pomocne, zwłaszcza w zimie, gdy łatwo o przeziębienie, ból gardła czy katar. Katar, moja zmora, jak wracam do domu na weekend, bo Kropka i moja alergia ;c