wtorek, 31 marca 2020

Marcowe unikaty

Film

Sztuka ścigania się w deszczu

Dobrze, że pisanie unikatów zostawiłam sobie po weekendzie. W sobotę obejrzałam z J. piękny film. Początkowo myślałam, że będzie tylko o wyścigach i mogę tego pożałować, ale okazało się, że wyścigów samochodowych było tam co kot napłakał. A ja płakałam jakieś 3 razy w ciągu całego filmu.
Film reżysera Marley & Ja, więc wiadomo, że jest to wyciskacz łez. W filmie narratorem jest pies, który komentuje swoje 10-letnie życie, które spędził u boku kierowcy wyścigowego i jego rodziny. 





Piosenka


Ubranie

To już jest ten etap, że cieszę się z zakupu nowego ubrania sportowego. Do Austrii kupiłam nowe spodnie narciarskie i byłam z nich bardzo zadowolona. Jeszcze dodatkowo upolowałam je na dużej promocji, więc nie zapłaciłam tak dużo, a spisały się na medal na nartach. Nie przemakały, były ciepłe, ale nie gotowałam się w nich w słoneczne dni. I są czerwone, więc był to jakiś znak wyróżniający mnie z tłumu, dlatego J. było łatwiej mnie wypatrzyć na stoku.




Strona www

Jakoś dużo wchodzę na bloggera w tym miesiącu, uaktywniłam się z postami, a to dlatego, że non stop praktycznie siedzę w domu. Wena spływa z nieba.

Zdjęcie


Jedzenie

Taki grzech na samym początku miesiąca:



Sytuacja

Nie ma co ukrywać - dla mnie wydarzeniem miesiąca był wyjazd na narty, a potem zwaliła się na mnie smutna rzeczywistośc - koronawirus. Zalał cały świat, więc nie jestem jedyna. Dwa tygodnie spędziłam po powrocie w domu na swojej dobrowolnej kwarantannie, bo w pracy i tak nikt mnie nie chciał widzieć po przyjeździe zza granicy. Dzięki takiemu ogromowi wolnego czasu skończyłam malowanie po numerkach obrazu Flasha, który dostałam od brata na święta. Plusy są.



Technologia

Może teraz nikomu się to nie przyda, ale przetestowałam i polecam aplikację Bergfex ski, dzięki której codziennie rano mieliśmy podgląd na kamerach na stok, dokładną rozpiskę działających wyciągów, tras, pogodę, temperaturę. I mimo tego, że mieszkaliśmy w dolinie na 700m n.p.m., to widzieliśmy co dzieje się 2500 m wyżej.

czwartek, 26 marca 2020

Pytania na poznanie się

Jejku, dawno nie było takiego postu, a ja mam jakąś wenę do pisania i chce mi się coś fajnego napisać. Napisać coś, co będzie odskocznią od tej dzisiejszej, pesymistycznej rzeczywistości.

Uprawiasz jakiś sport? Kibicujesz jakiejś drużynie czy zawodnikom?
Umiem pływać, jeździć na nartach, na rowerze, ale regularnie żadnego sportu nie uprawiam. Tak samo - nie kibicuję żadnej drużynie, ale bardzo lubię oglądać skoki narciarskie.

W jaki sposób lubisz podróżować? Sam załatwiasz wszystko, czy wolisz, kiedy zajmuje się tym biuro?
Nigdy nie byłam na wakacjach organizowanych przez biuro podróży. Rodzice przyzwyczaili mnie do tego, że wyjazdy wakacyjne organizowane są na własną rękę. Przez to ma się wpływ na wiele rzeczy, jest się bardziej niezależnym, można więcej zobaczyć. Tak samo nigdy nie lataliśmy samolotami do miejsc docelowych, tylko podróżowaliśmy po krajach Europy autem, więc po drodze zahaczaliśmy o wiele ciekawych miejsc. Rozważam w tym roku jakiś wyjazd, pewnie będzie on w kraju, ze względu na sytuację na świecie, więc też raczej skłaniam się ku opcji - organizuj sam. Jeżeli chodzi o wyjazd zagraniczny, organizacja na własną rękę jest trudniejsza, ale wszystko da się zorganizować. Na razie sądzę, że pojadę gdzieś z biurem podróży ewentualnie, bo nie mamy auta, którym śmiało można przemierzać komfortowo tysiące kilometrów.

Jakie miejsce na świecie poleciłabyś do odwiedzenia?
Podzielę sobie to pytanie na części - góry, morze, inne. Z miejsc w górach, poleciłabym odwiedzić Chamonix - piękne, klimatyczne miasto w alpach francuskich u stóp Mount Blanc. Z miejsc nad morzem - Juan Les Pins, czyli kurort we Francji w regionie Lazurowe Wybrzeże. Można poczuć się jak w Miami w USA. A z kategorii inne, to polecam Asyż, który znajduje się we Włoszech i jest przepiękny. Małe miasteczko, które rozsławił święty Franciszek. Ze względu na architekturę i mnogość zabytków, w mieście zakazany jest ruch samochodowy, wyjątkiem są mieszkańcy.

Jaki jest twój sposób na motywację do pracy?
Najbardziej do pracy motywuje mnie deadline i zrobienie sobie listy TO DO. Lubię sobie spisać wszystko, co musze zrobić, a satysfakcję przynosi mi skreślanie kolejnych rzeczy z listy i widok zmniejszającej się liczby zadań. Jak jeszcze mam zadanie, które trzeba wykonać do określonej daty, godziny - jestem  najbardziej produktywna.

Kiedy ostatnio zrobiłeś coś po raz pierwszy i jak ci się podobało?
Ostatnie, co przychodzi mi na myśl, że robiłam pierwszy raz, to jazda offroadem na nartach. Namówiona przez J. pojechałam za nim na offroad, czego na początku żałowałam, bo co chwilę zatapiałam się nartami w puch po kolana, ale ostatecznie jakoś zjechałam wąwozem między skałami, nie upadłam ani razu i przeżyłam.

Jaki przedmiot powinni usunąć ze szkół?
Według mnie ze szkół powinna zniknąć chemia i fizyka. Tak jak fizyka może dać trochę oglądu na świat, kosmos, ale niekoniecznie, to chemia jest według mnie najbardziej nieprzydatnym przedmiotem. Interesująca jest tylko dla osób, którzy wiążą z nią przyszłość, a dla reszty - humanistów, matematyków - totalnie zbędna. Po co męczyć ludzi jakimiś wzorami kwasów i związków chemicznych? Te skróty z tablicy Mendelejewa przydają się tylko w krzyżówkach.

Jeśli miałbyś żyć bez jednego ze zmysłów, z którego byś zrezygnował?
Mogłabym żyć bez zmysłu zapachu. Nie wyobrażam sobie żyć bez dotyku, bo lubię dotyk skóry, materiału ubrań, futra kota. Smak - przecież jedzenie to życie, a taki smak mięsa ... mniam. Zmysł wzroku wiadomo, że jest jednym z najważniejszych, a następnie po nim zmysł słuchu.

Wygrywasz milion. Jak byś go wydała?
Na pewno mając milion, wybudowałabym sobie dom w pięknym miejscu ze wszystkimi moimi widzimisiami. Marzy mi się dom z ogrodem w jakimś fajnym miejscu. Uwielbiam tworzyć swoje wymarzone projekty w Sims, zbieram inspiracje na instagramie pięknych wnętrz.

Jeśli mógłbyś żyć wiecznie, co byś robił?
Podróżowałabym, ale to chyba mówi każdy, kto ma możliwość życia wiecznie. Dodatkowo chciałabym uczyć się gotować ciekawe rzeczy, bo na razie kiepsko mi z tym idzie. Ok, w ogóle mi nie idzie.

Jaką supermoc chciałbyś mieć najbardziej?
Możliwość teleportacji. Czy to nie byłoby wspaniałe, móc w jednym momencie przenieść się w inne miejsce? Ile zaoszczędzonego czasu, ile łatwiejsze życie, spotykanie się.

Czy masz jakiś ukryty talent?
Chyba nie mam, chociaż wiele osób nie wie, że piszę bloga, pisałam książkę fantastyczną, uwielbiam pisać i kiedyś lepiłam z gliny.

Miałeś kiedyś przezwisko? Jakie?
W podstawówce nazywali mnie Dadzia. W gimnazjum Daguu lub Dagienka. W liceum skończyły się przezwiska i zostało Dagna. Na studiach czasami nazywano mnie ponownie Dagienką, jak się coś ode mnie chciało. Nigdy nie miałam jakiegoś konkretnego przezwiska, tylko zdrobnienia imienia.

Gdzie i z kim będziesz za 5 lat od teraz?
Jejku, mam takie plany na 30 urodziny... przede wszystkim, chciałabym być już po ślubie, najlepiej z J., i mieć dziecko. Jednak 30 lat to już taki wiek, że najwyższy czas mieć wszystko odhaczone. Chciałabym też być w trakcie budowania własnego domu, a najlepiej mieć go już postawiony. Boję się, że się nie wyrobię, bo planów za 5 lat jest dużo i to ambitnych, ale w końcu trzeba mieć cel w życiu i do tego dążyć. Akurat tych rzeczy magicznie nie przyspieszę, bo nie zależą one tylko ode mnie, ale mam w co wierzyć i chcieć. Zakładam, że nie wyprowadzę się daleko od obecnego miejsca zamieszkania - ani ja, ani J. nie jesteśmy tym typem ludzi, których ciągnie daleko do dużego miasta. Ja już swoje życie w dużym mieście miałam i wystarczy - wieś najlepsza.

Jaka cecha sprawiłaby, że nigdy nie związałbyś się z jej posiadaczem?
Zbytnie zabieganie o uwagę. Mam kilku takich znajomych, którzy zawsze muszą być w centrum uwagi, zawsze mówią tylko o sobie i jak im się w życiu wiedzie. Trudno z nimi było wytrzymać kilka godzin, a co dopiero się wiązać.

Jaka cecha najbardziej przyciąga cię w ludziach?
Poczucie humoru, a najlepiej, jeśli jest podobne do mojego.

wtorek, 24 marca 2020

Wczorajszy dzień spędziłam cały w fotelu i łóżku na przemian, ale ale (!) czytałam książkę. Wzięłam się z powrotem za Wiedźmina, którego przeczytałam w gimnazjum za jednym zamachem. Skoro za kilka (naście?) miesięcy ma wyjść nowy sezon, to chcę sobie odświeżyć, co tam się w ogóle działo.
Już od tej kwarantanny mam dosyć patrzenia w ekran telewizora, laptopa i telefonu, więc wracam do czytania książek. Kiedyś czytałam dużo, sprawiało mi to wiele frajdy, ale z lenistwa wybierało się potem coraz częściej filmy, seriale i gry komputerowe.
Sytuacja w kraju dynamiczna na tyle, że jak w południe ogłosili większe obostrzenia, to brat szybko się spakował i wrócił z Krakowa do domu. Pewnie zostanie do świąt, bo to istne wariactwo co się dzieje. Mam nadzieję, że nasz zakład w końcu stwierdzi, że trzeba wracać do pracy, bo za dużo strat i wyjdę z domu. Człowiek docenia, że ma pracę, dopiero jak jej zabraknie. Nie, żebym na moją wcześniej narzekała, ale dobrze mi było z tym, że codziennie miałam zajęcie przez 8 godzin, a wieczór mogłam poświęcić na serial lub film bez wyrzutów sumienia, bo przecież zasłużyłam na relaks. Teraz codziennie śpię po 9 godzin, chodzę w dresach, nie maluję się i kończy mi się zapał i chęć do rozrywki. Skoro już nawet rozważam jazdę na rowerze, to znaczy, że desperacja osiągnęła wysoki poziom.
Świat się zmienia w zawrotnym tempie. Cieszę się, że nie biorę ślubu w najbliższych miesiącach ani nie jestem w ciąży, nie mam małego dziecka w domu, bo chyba bym nie wytrzymała ze stresu. Przez radykalne zakazy wychodzenia z domu, chyba czeka nas z J. rozłąka na dłużej, bo boję się ryzykować kontrolą policyjną na drodze i najważniejsze - zarażeniem jego rodziców. Bardzo chciałabym, żeby to wszystko już się skończyło i było znowu normalnie...

niedziela, 22 marca 2020

Kolejne dni kwarantanny mijają. Wczoraj był pierwszy dzień wiosny i padał śnieg, a ja w czwartek jeździłam na rowerze i otworzyłam z J. sezon, robiąc 42 km.
Tracę wiarę, że to wszystko kiedyś minie i wróci do normalności. Znajomi mają mieć ślub na początku maja, więc wszystko pod znakiem zapytania. Wiem więc, że można mieć gorzej niż brak perspektywy szybkiego wyjścia z domu i powrotu do pracy. Przecież zanim wszystko się uspokoi, odbuduje i efekty wirusa się wyciszą, mina z dwa lata.
Jak wiele osób radzi - warto robić listę rzeczy, jakie się zrobi po ustaniu tego szaleństwa. Pójdę do kina na wszystkie nowe filmy, na basen, na wycieczkę górską, odwiedzę znajomych, na sushi i burgera. Tyle tego, a teraz jesteśmy ograniczeni czymś niewidzialnym. Mija tydzień mojej prawie dobrowolnej kwarantanny, czujemy się wszyscy dobrze i nie możemy doczekać, aż wyjdziemy poza ogród. Nawet do sklepu normalnie, bo dziadkom też trzeba pomóc, a nie widujemy się z nimi poza machaniem z balkonów.

wtorek, 17 marca 2020

Kwarantanny dzień kolejny

Dzisiaj oficjalnie spędziłam cały dzień w łóżku. No właściwie na łóżku. Mam nadrobione już wszystkie filmy na YouTube, sumienie nie pozwala mi oglądać ciągle seriali, to chyba zmuszę się w końcu do czytania książek. Tylu rodaków teraz czyta, a ja nadal w laptopie.
Trzygodzinna rozmowa z Elą bardzo dobrze mi dzisiaj zrobiła. Poczułam, jakbym wyszła z domu się socjalizować z ludźmi i nie jestem sama w tym wszystkim.

niedziela, 15 marca 2020

Globalny wirus

Przymusowo zostaję w domu na dwa tygodnie. W piątek wracaliśmy z Austrii i dostałam telefon z pracy, że mam zostać w domu, bo ludzie się mnie boją.
Czuję się jak trędowata. Wiem, że lepiej dmuchać na zimne, bo mimo, że jestem zdrowa, to mogę być nosicielką wirusa. Nie przebywałam w dużych skupiskach ludzi, w hotelu tylko na śniadaniu i obiadokolacji mijałam się z właścicielem, a na stokach nie było tłumów, więc nawet w kolejkach do gondoli za bardzo nie stałam blisko innych ludzi. Plus, tak jak mówiła moja mama, na narty nie jeżdżą osoby chore z gorączką lub kaszlem.
Nie żałuję wyjazdu na narty, mimo tego, że w marcu będę miała wypłatę tylko za 5 dni. No cóż, nie muszę się sama utrzymywać, dzieci nie mam, domu własnego, więc przeżyję. Nie żałuję, że pojechałam, bo przynajmniej przez tydzień nie uczestniczyłam w tym sajgonie, który dział się w pracy, nie udzieliła mi się medialna panika, nie widziałam tego szału. Jeździłam sobie spokojnie, szczęśliwa po białym puchu, przejechałam normalnie przez granicę i teraz spędzę dwa tygodnie z rodzicami w domu, którzy też ze mną tam byli i mamy te same zarazki jak coś.
Nie chcę, żeby udzieliła mi się panika. To chyba najgorsze, co może mnie dopaść, bo czuję, że szybko i łatwo popadłabym w paranoję. Już i tak popadam, bo boję się nowej rzeczywistości, która nastąpi za dwa tygodnie, może miesiąc. Co będzie ze spotkaniami, pracą, funkcjonowaniem w mieście, społeczeństwie. Chcę szukać nowej pracy, czegoś na umowę o pracę, na stałe, ale skąd wiadomo, czy w ogóle firmy się odbiją po tym wszystkim, kiedy wszystko normalnie wystartuje?
Wizja dwóch tygodni w domu trochę mnie przeraża. Ile można czytać książek, oglądać filmów i seriali? Muszę zaplanować sobie jakieś zajęcia, porządki może. W Internecie jest mnóstwo pomysłów, ale niestety przemeblowanie już za mną, gotowanie mi nie wychodzi, więc zostaje nadrabianie popkultury w postaci właśnie filmów i książek. Na szczęście J. też ma kwarantannę, pracuje zdalnie z domu, ale wiadomo - czas jest, można się spotykać. Mamy te same wirusy w sobie, spędziliśmy razem w czwórkę cały tydzień, więc tutaj nie musimy się od siebie izolować. Zostają jeszcze spacery, więc jest plus życia na wsi. Życie tutaj umarło, nikt nawet za bardzo samochodem nigdzie nie jeździ, nie widać ludzi na ulicy, na spacerach z psami, więc w miarę bezpiecznie. Jedynie nie mogę pójść do dziadków i posiedzieć z nimi po powrocie, ponieważ nie chcę ich narażać na niebezpieczeństwo.
Pozostaje czekać na rozwój sytuacji i mieć nadzieję, że po tych dwóch tygodniach aresztów domowych wszystko wróci do normy, bo się pozabijamy w czterech ścianach.

Austria dzień po dniu

Dzień 1

Jazdę rozpoczęliśmy w poniedziałek, jak wyglądał pierwszy dzień pisałam w poprzednim poście. Średnio dziennie robiliśmy około 40 km na trasach. Połowa dnia była piękna, więc mamy kilka fajnych zdjęć i widoków, druga połowa była już gorsza, bo widoczność została porządnie ograniczona.







Dzień 2

Drugiego dnia pogoda nas niemiło zaskoczyła i jeździliśmy we mgle. Ponadto w wyższych partiach padał śnieg, wiał wiatr, a niżej padał deszcz. Do hotelu wróciliśmy przemoczeni, a na stoku ratowaliśmy się gorącą czekoladą.



Dzień 3 

Trzeci dzień był piękny! Słonce wyszło zza chmur i odsłoniło piękne widoki. Skorzystaliśmy z okazji i wjechaliśmy kolejką na szczyt Kitzeinhorn, na platformę widokową. Szczyt ma 3200 m n.p.m., a platforma znajduje się na wysokości 3029 m. Było widać pięknie pasmo gór Taurów z lodowcem na horyzoncie.
Po całym dniu jazdy wybraliśmy się wieczorem do miasteczka Kaprun, w którym znajduje się ośrodek narciarski na spacer. Dużo mostów, sklepów sportowych, hoteli i pensjonatów. Typowe miasteczko narciarskie.




Kaprun nocą



Platforma widokowa na 3029 metrów



Szczyt Kitzeinhorn



Dzień 4

Czwarty dzień był naszym ostatnim dniem jazdy na nartach. Ponieważ trzy poprzednie jeździliśmy w Kaprun, tym razem pojechaliśmy do innego ośrodka - Zem all see, który był położony niżej, bo najwyższy szczyt miał około 1900 m n.p.m. Tam już w ogóle była piękna pogoda, słońce i ciepło, podczas gdy dolina tonęła w gęstej mgle. Południowe stoki zmuszały do uważniejszej jazdy i nogi bardziej bolały, ponieważ śnieg był miękki, dużo muld. Opalając się w przerwie w jeździe w alpejskim słońcu, piliśmy zasłużone piwo smakowe, które weszło jak złoto po wysiłku.














poniedziałek, 9 marca 2020

Szusowanie po austriackich stokach

Jak tu jest cudownie! Przenieśliśmy się na kilka dni w zimową krainę i szusujemy!
W niedzielę z samego rana wyruszyliśmy autem z J. i rodzicami do Austrii autem. Wirus szaleje, więc nie boimy się go w tym kraju. Poza tym nie jesteśmy w grupie ryzyka.
Po przyjeździe na miejsce poszliśmy na krótki spacer po miasteczku obeznać się w okolicy, zobaczyć co i jak. Dawno nie zasnęłam tak szybko ze zmęczenia.
Dzisiaj pierwszy dzień jazdy na nartach za nami. W sumie jeździliśmy 4,5 godziny. Znajdujemy się w ośrodku narciarskim, w którym najwyższy szczyt ma 3029 m n.p.m. Samą godzinę zajęło nam dzisiaj dostanie się kolejką z samego dołu doliny na jego szczyt. Niestety, na samym szczycie były chmury, więc nic nie było widać. Za to już kilkaset metrów niżej było przepięknie i porobiłam mnóstwo zdjęć. Generalnie cały czas jeździliśmy osobno, więc z rodzicami spotkaliśmy się dopiero po 3 godzinach w kawiarni na stoku. Przez połowę jazdy pogoda była super, ale potem przyszły jakieś chmury, mgła i widoczność była koszmarna. Nawet nie chodzi o sam zasięg widoczności, co o brak światła dziennego. Przez to cały śnieg zlał się w jedną wielką, białą plamę i nie widać było kompletnie ani nachylenia stoku, ani jego faktury, nierówności. Po stoku praktycznie się zsuwaliśmy, bo nie wiadomo było gdzie się jedzie i czy zaraz nas nie zaskoczy jakiś spadek na stoku.
Po czterech godzinach dopadało nas zmęczenie, na sam dół ośrodka zjechaliśmy już na oparach. Dodatkowo na dole była temperatura na plusie i ze śniegu zrobiło się masło. Tam to dopiero trzeba było pilnować się na nartach, wzmocnić nogi, a uda piekły niemiłosiernie. Przemoczone rękawiczki i trzymania mokrych nart, nogi ciężkie jak u słonia, rumieńce ze słońca i wysiłku. Ale było tak super, warto, świetnie!
Bardzo cieszę się na kolejne 3 dni białego szaleństwa. Dużo stoków przed nami, mam nadzieję, że pogoda będzie nam dopisywała i zrobię kolejne zdjęcia, chociaż nie oddają widoków. Chcemy przy dobrych widokach porobić fajne pamiątkowe zdjęcia :)







środa, 4 marca 2020

Lutowe unikaty

Może tym razem wyrobię się z unikatami i nie będą w połowie miesiąca.

Film

O filmie miesiąca już w sumie pisałam w którymś z wcześniejszych postów. Mowao filmie Dżentelmeni, który podbił moje serce i był świetny!

Piosenka


Ubranie

Miałam ograniczyć zakupy i co? W tym miesiącu do szafy doszły botki i bluzka. Ale już tłumaczę! Zakupo botek spowodowany jest tym, że na zimę mam dwie pary zamszowych kozaków, dwie pary czarnych botek - jedne na słupku, drugie na szpilce. Zima w tym roku jest taka a nie inna, więc w kozakach chodzę mało i wykorzystuję na maksa botki. Na szpilce niewygodnie codziennie, plus same ciemne buty na zimę mam w szafie, więc dokupiłam takie sam, ale w camelowym kolorze. Ja bym je nazwała raczej rudymi. Markę (Renee) i model (reims) miałam sprawdzony, więc kwestia innego koloru. I mogę z nich stworzyć ciekawe stylizacje, coś przełamują. 
Jeżeli chodzi o bluzkę - brakowało mi koszuli w grochy, przy okazji przetestowałam firmę Forseti. Kupiłam body z ich strony, 100% wiskoza. Wszystko super, ale miałam ją na imprezie firmowej, potem na imprezie urodzinowej, teraz w pracy i ciągle odsłania mi się za bardzo dekolt przez kopertowy styl, więc pomagam sobie agrafką. Ale tak to jest super! Plus jest to body, więc wygodnie, bo nie wychodzi ze spodni/spódnicy.
Wszystkie zdjęcia z oficjalnych stron sklepów.



























Zdjęcie



Biżuteria

Na walentynki dostałam przepiękną bransoletkę od J. Nie sądziłam, że ta część biżuterii może mi nie przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu. Chcę ją nosić codziennie, dlatego od dwóch tygodni w ogóle jej nie ściągam - śpię w niej, myję się i wszystko jest z nią ok, przyzwyczaiłam się do niej. I jednak przyjemniej jest na nią patrzeć na ręce i myśleć o bliskiej osobie. 
P.S. Nawet na zdjęciu wyżej widać bransoletkę na nadgarstku.



Jedzenie

Na walentynki poszliśmy na kolację. A co! Pierwsze nasze święto, więc uczciliśmy je jak typowa para zakochanych. Wybraliśmy restaurację Rewers w Bielsku-Białej na rynku, w której podają drinki i sushi. Tak, takie własnie combo. Lokal podzielony jest na dwie części - restauracyjna z jedzeniem i pubowa z drinkami. Sushi było świetne, smaczne i najedliśmy się porządnie. Niestety o drinkach nie mogę nic powiedzieć, bo byliśmy oboje autami, więc piliśmy herbatę. Ale polecam gorąco!

Sytuacja

Poza świętem zakochanych w lutym, działo się też wiele innych rzeczy. Byłam w Krakowie na 3 godziny, żeby zaliczyć jeden z trzech przedmiotów na dyżurze. Nie było mi to na rękę, ale musiałam... Poza tym, wybraliśmy się w jedną z niedziel do Pszczyny i spacerowaliśmy po parku zamkowym, koło zagrody żubrów, po rynku. Miło, miło. No i była impreza firmowa, w ostatki, na której wyszalałam się za wsze czasy, bo ostatni raz tańczyłam na weselu Radka we wrześniu 2018! Tańczyłam, bawiłam się super, miałam genialny humor. I buty (nowe) zdały egzamin.