poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie roku 2012

Tak oto minął mi rok 2012. Mój mały przegląd:

Styczeń:
Musiałam pożegnać się z moim psem, który po 12 latach życia z nami musiał odejść, bo był bardzo chory. Ferie jak zwykle w Warszawie u cioci,
Luty:
Faza na Magia Kąsa i Currana, na kabarecie Ani Mru-Mru,
Marzec:
Rekolekcje harcerskie,
Kwiecień:
Faza na Igrzyska Śmierci, Dni otwarte szkoły, promowanie w moim regionie mojego liceum, Rajd św. Jerzego - harcerski, przerzucenie się na czytnik e-booków,
Maj:
Wyjazd na majówkę z Misią do Zakopanego, moje urodziny organizowane z harcerzami, mały przełom w życiu towarzyskim z pewną osobą, Avengers, prymicje znajomego księdza od Iwo,
Czerwiec:
Harcerska procesja na Boże Ciało, wystawa kotów, dzień francuski w szkole, wycieczka na Skrzyczne z klasą, faza na Mrocznych Łowców, szczęśliwe zakończenie pierwszej klasy,
Lipiec:
Obóz harcerski, Charon wstępuje do rodziny,
Sierpień:
Praca w Douglasie, zdobycie legendarnego przedmiotu z Szymusiem - dopełnienie długiego okresu przyjaźni, wyjazd z Kingą na rowerach do Eli,
Wrzesień:
Rozpoczęcie drugiej klasy w liceum, pielgrzymka harcerska na Jasną Górę, XXX lecie IX drużyny harcerskiej, przekazanie drużyny, Nordic Walking,
Październik:
Początek przygody z rapem - Donatan, Bazyliszek,
Listopad:
Wyjazd na wymianę do Włoch, problemy z kontem w grze internetowej, biwak wędrowniczy w Węgierskiej Górce, wycieczka klasowa Kraków,
Grudzień:
Wigilijka harcerska organizowana u mnie w domu - na 25 osób, Hobbit, Wyjazd do Krakowa na kiermasz Galicyjski i do opery ze szkołą, czekolada ...

Wiele rzeczy pewnie pominęłam, specjalnie i niespecjalnie. Ten rok należy do bardzo, bardzo udanych, nie zamieniłabym go na żaden inny. Tyle się zmieniło w moim życiu, ja sama bardzo się zmieniłam, podjęłam trochę ważnych i mniej ważnych decyzji, poznałam i spotkałam mnóstwo wspaniałych ludzi. Nie miałam problemów w tym roku, układało się wszystko jak należy. Chociaż nie zawsze było kolorowo i cukierkowo, nie miałam upadków. Rozwinęłam swoje kontakty, polepszyły się znajomości i zacieśniły pewne więzy, przez co lepiej porozumiewam się z niektórymi. Stałam się asertywna, bardziej śmiała, umiem walczyć o swoje, nie jestem już zamkniętą, cichą myszką i stałam się bardziej pewna siebie. Mam lepszy humor, dowcip i wszystko jest piękne ;)
Oby następny rok był tak samo piękny.
Plany na Sylwestra - w domu z rodzicami. Ale sam 31.12 był bardzo udanym dniem ^^
Trzymajcie się kochani!

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych świąt!

Siedzę chora w domu, jeszcze w południe miałam 39 stopni gorączki. Od wczorajszego popołudnia przespałam już 20 godzin. Załatwiłam się na wigilijce harcerskiej, która odbywała się tym razem w moim domu. 25 osób w moim salonie przy stole. Było cudownie, mimo późniejszych konsekwencji otwierania okna. Samo składanie życzeń trwało godzinę. Usłyszałam tyle cudownych życzeń, niebanalnych, że wzruszyłam się w duchu. Naprawdę cenię sobie moje harcerskie towarzystwo i to, że spotkałam w nim tyle wspaniałych i wartościowych ludzi. Każda chwila z nimi jest niezapomniana i godna powtórzenia.
Dodatkowo poczułam się wspaniale po wigilii klasowej, kiedy także usłyszałam wiele cudownych rzeczy, których bym się nie spodziewała po niektórych osobach.
Wesołych świąt kochani! ;*


poniedziałek, 17 grudnia 2012

-.-

Co Wy wszyscy odwalacie?
Nie mam z kim normalnie porozmawiać, mogę mówić o żółtym śniegu i mogę nawet się ciąć, to i tak nikt nie zauważy.
Jasna cholera.
Coś czuję, że będzie zły nastrój na święta -.-

niedziela, 9 grudnia 2012

Opera krakowska - "Napój miłosny"

Cały wczorajszy dzień w Krakowie z mamą i Miśką. Moja szkoła zorganizowała dla uczniów, nauczycieli i sympatyków wyjazd do Krakowa na kiermasz galicyjski, rynek przedświąteczny i operę "Napój miłosny". Odwiedziłyśmy Chimerę, starą restaurację słynną w Krakowie, zachwycałyśmy się domowymi lizakami na kiermaszu, szwędałyśmy się po Galerii Krakowskiej i rynku. Obważanki z serem i kawa z McDonalda - znowu zaliczone.
Opera była bajeczna. No może nie dosłownie, bo jest to włoska opera z humorem, ale nie operetka opowiadająca o miłości w pewnej włoskiej wsi. Motyw Tristana i Izoldy z magicznym napojem, który okazuje się tylko Bordeaux, a nie eliksirem, ale działa. To trzeba usłyszeć na żywo, nie da się opisać tych emocji, tych dźwięków, tego dreszczu, który pełznie po plecach gdy wchodzą solowe partie. Gdy chór zaczyna pięknie śpiewać, a instrumenty wydobywają z siebie maksimum dźwięku.
To trzeba widzieć, słyszeć, czuć.
Opis na stronie OK.
Sam budynek bardzo nowoczesny. Sami zobaczcie:

wtorek, 4 grudnia 2012

Głęboki dół, ale z dnem.

Coraz częściej dopadają mnie takie dni, że siedzę i płaczę. I cholera wie z jakiego powodu. Pierwsze momenty kryzysu mam za sobą. Ok, cały dzień kryzysu.


czwartek, 29 listopada 2012

"Mój Rower", Kraków, doradztwo zawodowe


    Na pierwszy ogień idzie film "Mój rower" ze Żmijewskim, Urbaniakiem i Chodorowskim w rolach głównych. Poszliśmy na niego w czasie próbnych matur ze szkołą. Ogólnie uwielbiam Żmijewskiego, więc nie protestowałam i z chęcią się wybrałam. Urbaniaka jak i Chodorowskiego widziałam pierwszy raz, więc tym bardziej byłam ciekawa jak grają. Idealnie wczuli się w wyznaczone im role. 
Jest to film o relacjach między 3 pokoleniami mężczyzn. Syn, ojciec, dziadek. Na początku filmu istnieją między nimi konflikty, kłótnie i spory, mieszkają w różnych częściach Europy, ale są zmuszeni do wspólnego kontaktu po trafieniu dziadka do szpitala. Wyjeżdżają do miejsca, w którym kiedyś to bywał owy dziadek ze swoim synem. Przytrafiają im się pewne przygody, co zbliża trzech mężczyzn do siebie i tworzy na nowo więzi.
Wzruszający, poruszający do głębi, wyciskający łzy z oczu, zaskakujący i wyjątkowy film.
Film kończy się smutnie, kilka wątków zostaje niewyjaśnionych i pozostaje nam tylko domyślać się co dalej. Polecam każdemu, warto się wybrać.


    Poniżej zdjęcie z Krakowa. Wycieczka klasowa. Wychowawczyni zgodziła się nas zabrać za ładną akademię na 11 listopada. Liczyłam na więcej zwiedzania, bo zależało mi na wejściu do podziemi rynku i muzeum Wyspiańskiego, ale przynajmniej muzeum Armii Krajowej zaliczyliśmy. Fotografia pochodzi właśnie z niego, w ostatnim punkcie zwiedzania mogliśmy sobie pomacać broń, czapki i inne rzeczy z XX międzywojennego, a nawet zrobić zdjęcia. To był chyba nasz ulubiony punkt :) Na rynku 2 obwarzanki z serem, a na koniec dnia wycieczka szlakiem stylów architektonicznych Krakowa. Przy okazji kościół Mariacki i św. Anny. W drodze powrotnej autokarem sweet focie z Natalii i Kinią, oraz planowanie osiemnastek na nadchodzący rok z Agatką. Pozytywnie, ale już mamy plan na maj podczas matur - wycieczka dwudniowa do Krakowa i całodniowe łażenie po mieście + nocne wypady. Polubiłam to miasto, chociaż Bielska - Białej nic nie przebije!


   A na koniec doradztwo zawodowe. Ostatnio miałam mini konsultacje ze znajomą z doradztwa. Rozważałam dwa zawody: prawnika i architekta wnętrz. Rozwiązałam test i opisywałam pewne rzeczy. Okazało się, że nie za bardzo mój charakter nadaje się na prawnika. Do architekta za to muszę mieć "przynajmniej"dobrze opanowaną matmę, a jak wiadomo - nie jest z tym u mnie najlepiej. Ogólnie pani podrzuciła mi pomysły na zawody po polonistyce. Mam teraz dużo do rozważania nad tym. Łudzę się, że przecież został rok, kupa czasu, jeszcze mi się wiele zmieni i coś zaplanuję.
   W wieży nowa płyta od cioci Phila Collinsa. Uczę się polskiego, staram się nie myśleć o jutrzejszych wszystkich sprawdzianach i oczywiście rozsądnie wybieram rozmowę z przyjacielem.
Pozdrawiam, do następnego razu!

środa, 28 listopada 2012

cdn


"Mój rower"
Kraków
Doradztwo zawodowe

To wszystko jutro. Dzisiaj tylko zdjęcia.
Dobranoc!

 

wtorek, 20 listopada 2012

Poszukiwania

Od dzisiaj zaczynam poszukiwania niepijącego i tańczącego partnera na studniówkę 2014.
Chętni? Proszę przysyłać CV na e-maila.
Dziękuję.

Cholibka

Coś chyba stara się zepsuć mi dobry humor i tracę po kolei rzeczy, do których się (cholera) przywiązałam. Najpierw konto w Margo, teraz mam problemy z kontem na NWD. To chyba znak, żeby przestała grać, bo mam ważniejsze rzeczy teraz na głowie.
Każdy weekend do świąt mam zajęty, w każdy mam coś do zrobienia, gdzieś jadę, spotkania. Niby fajnie, ale ciekawe kiedy ja się na te semestralne nauczę ;/
 Zdjęcie z wymiany. Przez pewien czas będę je ciągle wklejała, bo nie mam innych fajnych.

sobota, 17 listopada 2012

Wymiana Włochy - Florencja

Ciao!
Wróciłam w południe z wymiany z mojej szkoły. Spędziłam 5 dni we Florencji śpiąc u jednej z włoskich rodzin. Za dużo pisania, chyba mi się nie chce. Ale zamieszczę na razie kilka zdjęć, z czasem - więcej.

 
 
 

piątek, 9 listopada 2012

Mimo wszystko

Jeśli zwątpisz choć jeden raz
Jeśli zwątpisz choć jeden raz
Jeśli zwątpisz choć raz
To choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę
Powrotów nie będzie 

Zaczynam bardzo powolne pakowanie i przygotowywanie do drogi. Rośnie góra słodyczy, piętrzą się ubrania, tworzy się pokaźny zestaw potrzebnych pierdółek. O dziwo, nie stresuję się tak. Pewnie jutro po południu będę sikała ze strachu, ale teraz jest ok.
Pozytywnej energii dostarczył mi dodatkowo dzisiejszy dzień. Na początek podwózka do szkoły przez osobę, po której w życiu bym się tego nie spodziewała. Pomijając fakt, że jej nie znam de facto i zamieniłam z nią pierwsze słowo jak wsiadłam do jej auta. Wytnie się, prawda?
Potem kilka godzin prób, przygotowywania auli i 2 występy za nami. Klasa 2B jak zawsze pokazała na co ją stać i jak genialna jest. Pod każdym względem. Aktorskim, plastycznym, muzycznym. I wizualnym. Idealnie się zgraliśmy, dogadaliśmy i w ogóle wszystko. Po występach było wspólne żartowanie z wychowawczynią. Tego mi brakowało. Znowu odzyskaliśmy jej zaufanie i jest dla nas dobra i wspaniała. To sama przyjemność chodzić do tej szkoły.
W mieście widziałam kogoś, kogo nie spotkałam od ... 4 lat. Znajomy z treningów. Pluję sobie w brodę, że nie uśmiechnęłam się chociaż do niego jak się mijaliśmy, za późno podniosłam wzrok i za szybko się rozeszliśmy. Ufok. Od razu się cieplej na sercu robi jak się przypomina te godziny spędzone na trenowaniu. Sparingi z workiem, skoki tygrysie, gwiazdy, stanie na rękach i przysiady z partnerem na ramionach.
Odpłynęłam. A jeszcze ta piosenka (Hey - mimo wszystko). Tylko niech nikt nie myśli, że się zakochałam. To jest ostatnie, czego mi do szczęścia potrzeba.
Ach i jeszcze było spotkanie z Misią w czwartek na lodach w Sferze. Mamy znowu miliony pomysłów na sesje zdjęciowe. Już się nie mogę doczekać realizacji *.*
Powracam do obowiązków. Trzymajcie się wszyscy (ktokolwiek to jeszcze czyta).

wtorek, 6 listopada 2012

Pazury, kły, język i rogi.

Uczę się. Wszystkiego. W bardzo miłym towarzystwie: dwóch miłych panów i specyficzna muzyczka.
Wkuwam, wkuwam, wkuwam, ale myślami jestem "pod słońcem Toskanii". Z niecierpliwością czekam na sobotę wieczór. Modlę się o dobrą pogodę. I błagam w myślach, żebym nie była chora. Nasza polska pogoda pokazuje na co ją stać. Ach te ulewy. A pierwsza lekcja WF - nie da się jeansów ściągnąć. Przemoczona do suchej nitki. Buty, skarpetki, kurtka i spodnie. Tak, zawsze o tym marzyłam. I wieje, no cud miód.
Powoli kumam matematysię. Nawet +3 z poprawy z planimetrii dostałam. Funkcje kwadratowe opanowywałam w sobotę, kąty i Talesa w niedzielę, a teraz wielomiany się do mnie szczerzy swoim szatańskim uśmiechem.
Śnią mi się piękne sny. I tak nierealne, że szok. Jestem zła, bo budzę się i powracam na jawę - nigdy tak nie będzie i mogę sobie tylko (właśnie) śnić, marzyć.To jest cholernie niesprawiedliwe i chamskie ze strony mojej podświadomości.
Nie wyrabiam czasowo. Jak tu się nauczyć na wszystko (przynajmniej tak ogólnie), popisać z przyjacielem i spać dostatecznie długo? Niemożliwe, nierealne i abstrakcyjne.
Zaczynam doceniać moją klasę. Zauważyłam, że zmienia ona stosunek do mnie. Chociażby na dzisiejszym francuskim. Cieszy mnie to bardzo. Powoli wybaczam ich wszystkie winy i wątki, które do nich miałam jeszcze ostatnimi czasy. Ale i tak niektóre elementy nadal będą mnie irytowały i doprowadzały do szału. Staję się coraz gorszą wredą, z pewnymi osobami trzeba bez cackania. Pokazujemy ząbki i pazurki!
Kolejne paranormale za mną. 
Schodzę na psy: romansidła, rap i GG zamiast nauki.

Oddawajcie moje konto na M. przebrzydłe kreatury! -.-

Zapraszam do słuchania i subskrybowania: Donatan "Równonoc"

czwartek, 1 listopada 2012

I want my tears back


 Mniam, tak mi się zdaje wydaje, że szykuje się kilka wolnych dni od chodzenia do szkoły. Z nauką jest wręcz przeciwnie, trzeba napisać te kilka sprawdzianów. A na dodatek w sobotę ostre kucie funkcji kwadratowych. Pocieszam się, że odetchnę przez jeden tydzień. E-mail do Włoch wysłany, czekam na odpowiedź i obgryzam skórki.
Zasłuchuję się w Nightwish, powracam na stare śmieci. W momentach kryzysu leciała Madonna, ale wyrosłam.
Zaczytuję się w coraz to większej ilości paranormali, a Chłopi czekają na moją łaskę. Trudno, warto poświęcić kilka godzin na czytanie o super męskich osobowościach i ich bezgranicznej miłości.

sobota, 27 października 2012

Powody do radości

Sprawozdanie z kilku ostatnich dni.
Po pierwsze, dzisiaj odwiedziła moją pipidówę Agatka. Przejechanie przystanku, plotkowanie, gotowanie makaronu, oglądanie zdjęć, kawa, Aleksander Rybak, kropka, deszcz, zimno. Jedna z sytuacji, która wpłynęła na mój humor.
Po drugie, "Skyfall". Ostatnio coś dużo chodzę do kina z tatą, to już trzeci film od sierpnia. Jeszcze nigdy tak właściwie nie oglądnęłam Bonda w całości, zawsze sam początek lub koniec. Po co oglądać całość, jak można się domyślić, prawda? Pod koniec szkockie krajobrazy, przez co zawładnęli moim sercem. Szkocja, stary dwór, mgła i Ralph Fiennes. Czyli Dagna się zakochała. Zaś. A wracając do filmu, pewne niespodzianki czekają widzów. Jest chwilami przerażająco, ale nadrabia się muzyką i samochodami. Film był o 21.00, ale nie zasnęłam, byłam twarda, chociaż było mi strasznie niewygodnie, a na dodatek żelki zjadłam już na reklamach. Zakręcałam cały seans włosy na palce i podwijałam pod siebie nogi. Ale emocje są. Chociaż potem obawiałam się pustego parkingu podziemnego o północy.
Kolejny film to "Troja". Wkurzał mnie Brad Pitt, którego ogólnie nie trawię; wkurzał mnie Orlando Bloom, za którym kiedyś przepadałam; wkurzała mnie Helena, która przyczyniła się po części do śmierci Hektora. Ogólnie to lubię klimaty starożytne. Mitologia to moja miłość. Bardzo wzruszające, poruszające. Sporo walki, krwi, a wszystko przez Orlanda i Helenę, za co miałam ochotę im nogi powyrywać. Godny polecenia, jak to było w pewnej książce "najładniejsze męskie tyłeczki" można sobie pooglądać.
W piątek usłyszałam słowo JEDZIESZ, które zmieniło moje życie i całkowicie poprawiło mi humor. 10.11 - 17.11 -> moja pierwsza i może ostatnia szansa na udoskonalenie języka angielskiego. 
A ostatnim powodem, który poprawił mój humor, właściwie to wpłynął on najbardziej na moje samopoczucie, to rozmowy z przyjaciółmi. Długie, pełne mojego marudzenia, wyżalania się i dziękuję bardzo za wysłuchanie i pocieszenie. Męskiej i żeńskiej części dziękuję <3>
Tak poza poprawami humorku, to biorę się za czytanie sagi o Harrym Potterze. Czytam pierwszy raz, chyba jestem za stara na to, bo język jak dla mnie zbyt banalny i dziecinny, ale jest to pewnego rodzaju klasyk, który jest obowiązkowy do przeczytania dla każdego mola książkowego.
Coraz częściej rozmawiam z rodzicami o kierunku moich studiów. Na razie waham się nad prawem, ale odpycha mnie trochę rozszerzona matura z historii, która będzie masakrą na kółkach. Rozważamy różne opcje, zaoczne, dzienne, UJ, mieszkanie w domu, weekendy w Krakowie. No cóż, trochę czasu jeszcze mam, ale cienko to widzę.
No i załatwiłam sobie właśnie korepetycje z matmy. Funkcje kwadratowe. Przeżyję koszmar z rysowaniem po raz drugi za tydzień. Trzymam za siebie kciuki.
Podjarana jestem. Szykuje się super tydzień. W środę dzień bez stresu, czwartek i piątek wolny, cud, miód i orzeszki.

środa, 24 października 2012

Miotacz piorunów

Ogłaszam wszem i wobec: nie odpowiadam na "co tam", "co robisz". Radzę też używać z głową znaków interpunkcyjnych, w ogóle ich używać. Pisać po polsku z logiczną składnią. Nie dostosowanie się - brak odzewu z mojej strony.

Tak, tak, jestem wredną istotą, ale czuję jakby cały wszechświat się sprzysiągł i chciał za wszelką cenę zepsuć mi humor. A zaczynało być tak super arcy genialnie.
Pewna osoba po skosztowaniu mojego podłego humoru napisała:
"ale to nie dobrze jak ktoś ma zły humor i jedzie po niewinnych ludziach np ja"

Co ja na to? Jeszcze po nikim nie zaczęłam jeździć. Jak zacznę, będzie masakra na kółkach. Radzę nie mnie nie wkurzać i nie podpuszczać. Niewinnych ludziach? Odzywają się do mnie jak na razie Ci, przez których mi się humor popsuł. Koniec kropka. Zabiję, wyrwę płuca, poćwiartuję, spalę i wyrzucę do rzeki.
Mało mnie obchodzi co sobie pomyślą ludzie, ilu z nich złamię serduszko. Niech sobie pęka, było nie zaczynać. Nie toleruję pewnych zachować. I już mam wielkie uprzedzenie do starych kawalerów.
Jakże się cieszę, że nie dość, iż ludzie mi psują humor, to szkoła się dowala niepotrzebnie. Jutro coś ważnego, jak usłyszę NIE, popłaczę się chyba ... szkoda, że to nie ostatnia lekcja, bo mogłabym iśc od razu do domu. Jutro wiele się wyjaśni w wielu sprawach.
A stosik rośnie. Dobranoc!

poniedziałek, 22 października 2012

Z jak Złość.



Czułam dzisiaj, że mój wzrok zabijał, od wrzeszczenia w plecak boli mnie gardło. Gryzła zaciśnięte pięści i strzelałam piorunami z rąk. Pomaga mi półlitrowy kubek z kawą i deser z koroną, a podgryzam jeszcze bezy. Pójdzie w tyłek, mam to gdzieś, trzeba wyładować złość, irytację i amok. Podchodzenie do mnie na własną odpowiedzialność. Kolejny raz udowodniłam dosadnie, że jestem złą kobietą i szybko tracę cierpliwość. Co jak co, ale ostatnio to potrafię zniechęcić do siebie każdego człowieka. Asertywność weszła w pełni w życie. Teraz to moje motto życiowe.
Twierdzi ktoś, że ma zły dzień i humor popsuty? W porównaniu ze mną, hasasz po łące w zwiewnej halce i z wianuszkiem na głowie, a tylko czasem rosa zmoczy Ci włosy, jak tarzasz się w trawie. To jest Twoja jedyna irytacja - pokręcona grzywka.
Ave.
Akurat leci w radiu (piosenka u góry)

niedziela, 21 października 2012

7.30


Warto wstać wcześniej, wyjść z aparatem i koszykiem do lasu i na godzinę zapomnieć o problemach, wtopić się w naturę, odgłosy lasu i zapach grzybów. Co prawda nie znalazłam tuzinów grzybów, ale 3 zajączki w koszyku się znalazły. Bardziej nastawiałam się na robienie zdjęć niż grzybobranie, bo jednak za późno wyruszyłam. Prawdziwi grzybiarze zaczynają o 6.00 i to w wyższych partiach lasu, ale z racji tego, że byłam sama, nie chciałam się zapuszczać wgłąb gór. Jestem zadowolona ze swoich zdjęć, zadowolona z widoków, które zobaczyłam, zadowolona, że udało mi się spotkać dzięcioła.
Uczę się, robię mapy myśli, piszę wypowiedzi i czytam 5 książek na raz. A dodatkowo sms-uję i trzęsę się z zimna. Ale mimo wszystko, ten tydzień zapowiada się na luźniejszy niż poprzedni.
Trzymajcie się!

sobota, 20 października 2012

Park linowy

Dzisiaj zbiórka wędrownicza. Wyruszyłyśmy nowym składem (przyszły do nas dziewczyny z innych drużyn) do Międzybrodzia do parku linowego pod górą Żar. Poinstruowane jak się zapiąć i przepiąć karabinek, pod czujnym okiem instruktora pokonałyśmy kawałek testowy i zostałyśmy wpuszczone na 3 trasy. 2 były złożone z wielu przeszkód z wiszącymi linami, siatkami, belkami, natomiast trzecia była praktycznie jedną, wielką  tyrolką. Miałyśmy ograniczony czas, bo autobusy kursują stamtąd do Bielska 3x na dzień w weekend, ale wyrobiłyśmy się ze wszystkimi przeszkodami.
Zbiórka typowo wędrownicza, bo wyczynowa. No to co, kolejna ścianka wspinaczkowa i wspinanie się na Rysy o wschodzie słońca?

środa, 17 października 2012

Miłośc romantyczna


"Większość (ludzi) woli szczęście, bezpieczeństwo, pewność siebie i sytuacji niż wolność oraz przeżywanie odkrywczych i niszczących namiętności. Ala na świecie istnieje jednak miłość. Ona ma tę moc dokonywania cudów, której już nie ma sztuka ani religia. Tylko miłość może więc każdego wyzwolić i przenieść w sferę zarezerwowaną dla wybranych, dla władców, świętych, bohaterów i artystów."
 Marta Piwińska - Miłość romantyczna

sobota, 13 października 2012

Kinia


Ahh, wczoraj cały dzień z Kinią. Zaczynaliśmy w szkole na 9.00, mieliśmy 3 lekcje i o 12.00 akademia z okazji Dnia Komisji Edukacji Narodowej, na którą szła wytyczona delegacja, w której składzie się nie znalazłam. A było to równoznaczne z dniem prawie wolnym.
Kinia pojechała do mnie, żeby zabrać grzybka tybetańskiego i zobaczyć Charona, następnie pojechałyśmy do niej i robiłyśmy frytki na obiad. Natalii miała być z nami, ale wybrała korki z matmy, zdrajca mały ;D
Przesłuchałyśmy z tysiąc piosenek na jej komputerze, pozamawiałam rzeczy z decoupage od niej, oglądałyśmy jej zdjęcia z dzieciństwa. Poznałam nawet jej siostrę i brata, który potem zrobił nam bezy i sok z marchwi.
Pozytywny dzionek :) W końcu wiem, gdzie i jak mieszka Kinia, więc kiedyś mogę jej nawet niespodziewanie wbić do domu ;D
Mój stos zeszytów z zadaniami rośnie niepokojąco z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Potrzebuję się na czymś wyżyć. Rozważam, czy powiesić worek treningowy w garażu ...
Pozdrawiam!

Znalazłam kolejne zdjęcia, na których jestem z Natalii i Kinią. Nie ogarniam, co one robią na tych fotografiach, ale śmieszne to jest ;p

 

środa, 10 października 2012

Bazyliszek

Znalezione na ich stronie
Byliśmy dzisiaj klasą na ... hmm nie wiem jak to określić, ale może "koncert francuskiej poezji śpiewanej po Polsku" w wykonaniu aktorów ze studia "Paris Paris". Ok, brzmi jako tako. Odbył się on w pubie Bazyliszek u nas w Bielsku Białej stylizowanym na starą piwnicę pod kamienicą. Klimat niesamowity. Nie mogę znaleźć jakiś fajnych zdjęć tego pubu, ale i tak żadne nie oddałoby jego uroku.
Był to występ, w którym uczestniczyła publiczność. Do każdej potrzebnej "scenerii" byli wyciągani nasi chłopcy z klasy, których było 3. Było udawanie sztucznego tłumu, udawanie zakochanych par, tańczenie z aktorami i śpiewanie w roli chórku, któremu miałam zaszczyt dyrygować. Śmiechu do zabicia, zabawy, oklasków, śpiewania refrenów znanych piosenek francuskich i okrzyków. Myślę, że przy okazji trochę się z klasą zgraliśmy, bo jednak musieliśmy czasami współpracować :) Szkoda, że nie poszła z nami wychowawczyni, może by trochę się na nas "odgniewała", bo ostatnio nasze stosunki się popsuły.



Dziewczyny odgrzebują stare i nowsze zdjęcia klasowe licealne. Załamuję się swoim wyglądem na nich, ale podoba mi się to, z moimi dziewczętami. Tegoroczny rajd na Magurkę. Jakość miażdży.
Ela, Kinia, leżąca Natalia i ja ;)

Od Adeli


Pozdrawiam, miłego tygodnia!

wtorek, 9 października 2012

Nowy wygląd

Niebezpiecznie ciemne chmury przemykają po niebie. Ciemno, jakby miała nastąpić apokalipsa.
Zmieniłam wygląd bloga natchniona lekcją fizyki. Przerażające.
Jutro wyjście do Bazyliszka na koncert francuskiej poezji śpiewanej. Nie ma angielskiego dwóch godzin i francuskiego. Tylko 2x WF i 2x PP. Środa może być piękna ^^
Przekomarzam się z przyjacielem. Odskocznia od szkolnej rutyny. Uwielbiam :)
Z pewnym plackiem mam do pogadania, trza złapać. Ekhm, ten ktoś wie ;p
Matko, ale piszę od rzeczy. Koniec, idę czytać paranormale.
Pozdrawiam :)

sobota, 6 października 2012

A może tak przemeblowanie?; "Labirynt fauna"

I siedzę w domu ucząc się i odrabiając wszystkie możliwe zadania. Mam marzenie, żeby zrobić wszystkie na przyszły tydzień i nie mieć nic na następne dni. Kilka odpowiedzi ustnych, jakieś pytania z biologii i geografii, karty pracy i obliczenia z matmy.
Coś czuję, że się nie wyrobię. Jutro mam w planach wyjazd z rodzicami do miasta do Jysk'u. Postanowiłam, że przemebluję pokój. Zauważyłam, że nie mam żadnych foteli, ani krzeseł, żeby posadzić na tym ewentualnych gości. Zawsze zajmują moje łóżko. Kupię fotele i stolik. Co z tego, że kasy nie mam, ale kupię jakoś. Zaciągnę mnóstwo długów. Na razie robię plany mojego pokoju z każdej perspektywy i obliczam co gdzie przeniosę, czy się zmieści. Mam ten minus, że mieszkam na poddaszu, więc jest spad. I mogę tam mieć tylko łóżko i niskie półki. Wieża już odpada ...
Zgłosiłam się na wymianę do Florencji we Włoszech. Jedzie około 20 osób z naszej szkoły. Będziemy ćwiczyć angielski. Mam nadzieję, że to wypali, bo bardzo mi na tym zależy. Wymiana planowana jest na listopad. Potem Włosi przyjeżdżają do nas na wiosnę. Jaram się :)

 Wczoraj oglądałam "Labirynt Fauna". Dołączył on do mojej listy "strasznych filmów". Zaraz po Prometeuszu i Golibrodzie. Myślałam, że to będzie baśń, ale wyświetlił się znaczek "od 16". Pomyślałam, ok przeżyję. Mam 17, co to może być. 
Akcja toczy się w okresie wojny domowej w Hiszpanii. Rok około 1940. Dziewczynka, Ofelia, przyjeżdża z ciężarną matką do kapitana, do jego posiadłości. Mama ma urodzić dla owego kapitana syna, w tym czasie mała zwiedza okolice domu. Spotyka małe wróżki, które prowadzą ją labiryntem niedaleko młyna do podziemnego świata. Tam spotyka Fauna, który uświadamia jej, że jest księżniczką, która wyszła do świata ludzi wiele lat temu i straciła pamięć, a teraz odrodziła się w nowym ciele. Ofelia musi przejść próby, aby udowodniła, że jest godna powrotu do królestwa.
Cały film jest mroczny, można by było przypuszczać, że jest przewidywalny, ale kończy się w sposób zaskakujący, oryginalny. Film ma ciemną kolorystykę, jest bardzo dużo brutalnych scen. Zawsze jak widziałam, że pojawia się na ekranie postać kapitana zasłaniałam oczy lub uciekałam do kuchni i robiłam sobie coś do jedzenia.
Zbyt dużo krwi, zbyt dużo scen batalistycznych, za dużo śmierci i mowy o wojnie. Nie cierpię takich tematyk. To nie jest bajka dla dzieci. Dziwię się, że mnie nie zżarły koszmary. Dopiero ostatnia minuta filmu utrzymana jest w barwach ciepłych i słonecznych.
Pozdrawiam, matematyka wzywa!
________________
Dziękuję za 9000 odwiedzin! ;)

czwartek, 4 października 2012

Uwaga



Uwaga, uwaga! Dagna dostała pierwsze upomnienie w swoim życiu.
Uczennica nie wywiązuje się z obowiązków dyżurnego.
Ciekawe kto w takim razie zmazywał tablicę na matematyce. Mam sobowtóra i nawet o tym nie wiem ... o.O
Ekstra ...
Nie mogę jechać na warsztaty. Nauka mnie uziemiła. Nie mogę sobie pozwolić na wybycie z domu na cały weekend. Trzeba przeczytać lekturę, zrobić mnóstwo zadań z matmy i angielskiego i nauczyć się na najbliższe kartkówki. 
Cud, miód i orzeszki ... -.-

wtorek, 2 października 2012

Furia, szał, amok, złość i wiele innych

Dzień  ... ! A z resztą ...
Zaczynam mieć dość mojej klasy. Tego się po prostu nie da znieść. Łażą z każdą cholerną pierdołą do pani pedagog na matematyczkę, że to niby jej wina, że nie uczymy się w domu matematyki i nie umiemy rozwiązać zadań. Osły jesteśmy i tyle, a nie, że pani zła. Za to właśnie, że 3 lale dziewuchy poszły się poskarżyć, mamy już przerąbane z matematyki do końca roku. Tak jakby było źle, że nie pyta, nie sprawdza zadania na ocenę i żartuje sobie z nami ... Od teraz zaczynamy kartkówki co tydzień i mordercze spojrzenia nauczycielki.
Druga sprawa to to, że poszli sobie idioci na wagary z WOSu. 1/3 została. Piszemy z tego za niedługo test w pół drogi i semestralny, ale oni wolą uciekać już pierwszego miesiąca. Nie dość, że straciliśmy zaufanie u naszej super wychowawczyni i mamy u niej przerąbane, to jeszcze od dyrekcji dostaniemy karę, pewnie nie pozwolą nam jechać na wycieczkę i całe grono pedagogiczne już wie, że 2b to ta okropna, gadatliwa i nieznośna banda szczeniaków. Obrywamy jako całość, zawsze o tym marzyłam, a dodatkowo nasza wychowawczyni dostanie za to, bo przecież ona nas ma pilnować i za nas odpowiadać.
Jutro sprawdzian z PP i kartkówka z francuskiego. Mam taki plan, że schowam się pod kołdrę i pójdę spać. Nie mam siły patrzeć na te zeszyty i książki. A jak usłyszałam, jak wyglądają sprawdziany u pani z PP, to mi się płakać chce. A francuski ... no cóż, jak ja nie będę umiała, spora część grupy dostanie 1, bo liczą na mnie w 100%.
I jak nie mieć dość tej klasy. Nie dość, że tacy strasznie dorośli, oni sobie dadzą radę, chodzą na wagary, leją na wszystko, to jeszcze każde zadanie biorą ode mnie, męczą, żebym wszystko skanowała i im podpowiadała na sprawdzianach. Koniec, teraz moja kolej i jeszcze będą mnie omijać szerokim łukiem ...
Pościągałam mnóstwo romansów paranormalnych. Łudzę się, że poprawi mi to humor i samopoczucie. Jestem samotna, nie mam się komu wypłakać w rękaw (nie licząc mojego kota i gigantycznego misia przy łóżku), nie mam komu się wyżalić z moich największych problemów. Zaczytuję się w tych romansach, czytam o tych pięknych i niemożliwych miłościach i odpływam z moimi marzeniami hen hen. Moje wymagania niebezpiecznie rosną i się konkretyzują. Jak tak dalej pójdzie, to zostanę biedną humanistką, starą panną na utrzymaniu rodziców.
A jeszcze lecą w głośnikach wszystkie piosenki, które mi się kojarzą z pewnymi osobami. Płakać się chce, trę powieki. Tyle znajomości, z których niektóre brutalnie zostały zerwane, niektóre stopniowo wygasały, a niektóre trwają do dziś, ale czuję względem nich niedosyt.
Włączam Enyę, to mi przypomina dzieciństwo, beztroskie dzieciństwo. Lepiej się przy tym zasypia.
Trzymajcie się.

Ostrzegam, zabijam wzrokiem każdego, kto zbliży się do mnie na odległość 5 metrów.

niedziela, 30 września 2012

Chodzę bo lubię


Hej!
Dzisiaj marsz nordic walking. Jest to pierwszy tego typu marsz organizowany w naszym mieście. Były 3 trasy:

TRASA 1 - zawodnicza - Długość ok. 13 km
trasa wymagająca, na której zostanie rozegrana rywalizacja sportowa o Puchar Prezydenta Miasta - na trasie zostanie dokonany pomiar czasu.
TRASA 2 - rekreacyjna - Długość ok. 8 km
trasa średnio trudna, marsz na tej trasie ma charakter rekreacyjny i nie jest dokonywany pomiar czasu.
TRASA 3 - rekreacyjna -Długość ok. 5 km
trasa łatwa, odpowiednia dla początkujących, marsz ma charakter rekreacyjny i nie jest dokonywany pomiar czasu

Zebrała się niewielka grupa z mojej szkoły, w tym dwie wuefistki, Natalii i Kinga z tatą. Mieliśmy trasę 3, ponieważ przygotowywaliśmy się dopiero kilka dni przed marszem. Nie mieliśmy doświadczenia, ale mimo wszystko mogliśmy iść na 2. Szliśmy z godzinę, nie było to na czas, ale dotarłyśmy z dziewczynami trzecie na metę. Każdy uczestnik dostawał medal pamiątkowy. Po przyjściu na metę dopadł mnie pan z mikrofonem (zostałam zawołana słowami: poprosimy tę szczuplutką dziewczynę), więc musiałam krótko opowiedzieć o trasie. Nie strzeliłam buraka, nie zatrząsł mi się głos i kolana. To chyba dlatego, że byłam zbyt podekscytowana. Załapałyśmy się nawet na zdjęcie ze sławnym Bartkiem Skowronem, który wygrał etap na 1 trasie. A na sam koniec złapał nas pan z kamerą z jakiejś lokalnej telewizji. Zrobiłyśmy reklamę liceum, Kinia pochwaliła się swoją wsią i biegówkami. Ach i mamy obiecane 6 z WF cząstkowe ;)
Dzień bardzo udany, a właściwie jego początek. Teraz do Milówki jadę z rodzicami i Charonem do hodowli, pochwalić się, jak nasz pupil podrósł przez te 2 miesiące.
Trzymajcie się, obyście nie mieli takiego zabieganego tygodnia jak ja!

środa, 26 września 2012

"The story of us"


Zakochałam się w tej piosence. Chciałabym, żeby kiedyś ktoś mi ją zaśpiewał, jak zrobił to pewien Zwierzo Łowca ... Mieć takiego Łowcę, mniam mniam *.*
Z lekcji angielskiego, pokochałam to:

Women understand colour. They seem to know what to wear all the time. Men just think "red id nice, pink is nice, so why not have them together?"; 
Men have capacity to sleep through most sounds, especially the baby crying.

Jutro spotkanie z Misią. Taka mała, ale bardzo miła, odskocznia od rzeczywistości.
Nawet mama wyskoczyła do kina z przyjaciółkami. Jak ja jej zazdroszczę tego wolnego czasu.
A teraz: herbata z pigwą i stos zeszytów. Help ... 



I used to think one day we'd tell the story of us
How we met and the sparks flew instantly
And people would say they're the lucky ones
I used to know my place was the spot next to you
Now I'm searching the room for an empty seat
Cause lately I don't even know what page you're on
Oh, a simple complication, miscommunications lead to fallout
So many things that I wish you knew
So many walls up I can't break through

Now I'm standing alone in a crowded room

And we're not speaking
And I'm dying to know is it killing you like its killing me, yeah
I don't know what to say since the twist of fate when it all broke down
And the story of us looks a lot like tragedy now
Next chapter

wtorek, 25 września 2012

Od jutra ...

Od jutra będę bardziej asertywna!
Wiem, to jutro nigdy nie nadejdzie ...

poniedziałek, 24 września 2012

Priorytety

 „Za każdy dobry uczynek w końcu zostaniesz ukarany.”

  Rozkosze Nocy

W weekend uwolniłam się od zeszytów na chwilę i czytałam całymi dniami o Wulfie i Vane'ie. I wskoczyła 3 z zadania domowego z polskiego. Co ważniejsze? Mroczni Łowcy.
Staję się coraz bardziej aspołeczna, zamykam się. Otwieram się na rozmowy i spotkania tylko dla niektórych osób. Cii ...
Skaczę ze szczęścia, moja pierwsza 5 z matematyki. Ładne rozpoczęcie 2 klasy.
Zaraz angielski. Wymienię tysiąc zaczepek i nosek do zeszytów.
Chaos. Co tam. Trzymajcie się!

środa, 19 września 2012

Oto twój dom, oto twój wieczysty dom ...

„Oto twój dom, oto twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę. Widzę już okno weneckie i dzikie wino, które wspina się pod sam dach. (...) Wiem, że wieczorem odwiedzą cię ci, których kochasz, którzy cię interesują, ci, co nie zakłócą twojego spokoju. Będą ci grali, będą ci śpiewali, zobaczysz, jak jasno jest w pokoju, kiedy palą się świece. (...) będziesz zasypiał z uśmiechem na ustach. Sen cię wzmocni (...). Ja zaś będę strzegła twego snu.”
Mistrz i Małgorzata
  
Hej, Hej
   Znowu sobie ponarzekam. Oczywiście na brak czasu na cokolwiek. Ciężką pracę czas zacząć. Wróć. Już się zaczęła drugiego dnia po rozpoczęciu roku. Jaram się Mrocznymi Łowcami - moimi super mięśniakami. Tęsknię za nimi, bo nie w ząb nie mam czasu, żeby czytać o ich perypetiach. A dodatkowo jaram się Mistrzem i Małgorzatą. Jedna z niewielu lektur, która mnie tak wkręciła i zachwyciła. Zaraz po Tajemniczym ogrodzie.
Miniony weekend - trzydziestolecie IX drużyny. Wielka impreza, dużo ciasta, wiele muzyki, resuscytacja - potrącenie przez UAZ-a - inscenizacja, dym z ogniska, pobrudzony mundur kisielem i wyjadanie czekolady z wielkiego garnka. I oczywiście - ploteczki z Justyną w lesie. Nawet maślaka znalazłam.
Wczoraj był rajd na Magurkę. Szkolna coroczna wyprawa, a na szczycie prezentacja klas. Moja klasa wypadła ... tego się nie komentuje. Masakra, dno, żenada, ale było wesoło. Nasza pani wychowawczyni się cieszyła i też się z nami zgadza - byliśmy najlepsi, werdykt był niesprawiedliwy i jury się nie znało. Wchodzenie na szczyt było najlepsze. Śpiewałyśmy z Kingą religijne piosenki. Co tam, że ledwo łapałyśmy oddech, łudziłyśmy się, że będzie się lepiej szło. Kilka razy był moment kryzysu, po prostej szło się o wiele lepiej. I z akompaniamentem piosenek z Mustanga i Tarzana. Miło, że mam kogoś, z kim mogę sobie śpiewać. Takie rzeczy.
Mam górę zeszytów przed sobą. Jak na nie patrzę, to mi się wszystkiego odechciewa. Jak można, aż tyle zadawać? To się staje nudne. Już. A to dopiero początek - to jest najgorsze z tego wszystkiego. Chcę już maj ... Wielkie odliczanie.
Mimo, że po powrocie do domu czeka mnie taka niemiła niespodzianka, to ciągle tryskam optymizmem. Polecam, lepiej się żyje, lepiej się wstaje.
Czytam to co napisałam teraz drugi raz. Nie wygląda to tak, jakby napisała to humanistka. Nie moja pora na myślenie, a tym bardziej na pisanie.
Ponieważ się sharcerzyłam ostatnio, jak to Iwo powiedział, nie może się obejść bez zdjęcia. Mój pas, bo go kocham, co tam, że należał kiedyś do brata.
Trzymajcie się!

czwartek, 13 września 2012

Merida Waleczna

Mam dla Was kilka słów na temat "Meridy Walecznej". Podobnie jak w przypadku "Króla Lwa", bez łez się nie obyło. Opowieść o dojrzewaniu do bycia sobą. O relacjach między córką, a matką. Zachwycająca sceneria. Wszyscy rudzi, bo Szkocja, od razu mówię. Oczywiście, wiele rzeczy dało się przewidzieć, ale mimo wszystko, coś trzymało w napięciu. Muzyka mistrzowska, piosenki z wokalem Anity Lipnickiej. Maestro.
Tyle, nie mam weny, po prostu polecam gorąco bajkę :)

niedziela, 9 września 2012

XXX Pielgrzymka Harcerska na Jasną Górę


Witajcie!
Wróciłam z pielgrzymki w południe. Nie sądziłam, że może być tak fantastycznie. Ci ludzie, te klimaty. Czułam się bardzo blisko Boga. Pierwszy raz w ogóle odwiedziłam Jasną Górę. Byłam pod wrażeniem. Chodząc po tych kaplicach, bazylikach, salach przypominałam sobie książkę i film Potop oraz opowiadania pani na polskim o tym klasztorze.
Brałam udział w biegu na orientację dla wędrowników i wędrowniczek. Wyznaczanie azymutów ... Był to bieg indywidualny o 22.00 startowaliśmy co 3 minuty. Byłam jedną z ostatnich startujących, więc miałam czas na zabranie krótkiej lekcji obsługiwania się busolą u chłopaków. Szef wygrała pielgrzymkę do Rzymu.
Był także apel Jasnogórski, spotkanie z panem, który opowiadał nam o sektach i innych religiach. Z dziewczynami na jakiś czas odłączyłyśmy się od bazy i planu zajęć. Poszłyśmy zobaczyć obrazy Jerzego Dudy Gracza - jego Drogi Krzyżowej. Nigdy wcześniej żaden z obrazów nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Były niesamowite, ale jednocześnie przerażające. Nawiązania do obozów koncentracyjnych, wojny ... Działało na psychikę. Potem czuwanie przez prawie 1,5 godziny. Bardzo ciekawe przeżycie. Bałam się, że zasnę, ale ciągle coś się działo. Była walka na miecze - argumentowanie wiary; śpiewanie piosenek z tańczeniem; namaszczenie olejkiem różanym. Następnie msza od 23.00 - 00.30. Każdy dostał kilka obrazków świętych od neoprezbiterów. Padnięte wróciłyśmy do szkoły spać.
Dzisiaj sprzątanie sal, szybkie śniadanie i uroczysty apel zakańczający pielgrzymkę. Udało nam się zdobyć transport, brat naszej wędrowniczki nas podrzucił do Bielska. Tak to musiałybyśmy się tłuc pociągiem.
Takie pielgrzymki są niesamowite.
Ode mnie tyle. Zdjęć oczywiście nie mam, nie było okazji ich robić, ale jak coś zdobędę, to się może pochwalę nimi.
Trzymajcie się, miłego tygodnia!

Póki co - wybrane stacje owej Drogi Krzyżowej, którą widziałam.

 

czwartek, 6 września 2012

Charonowo, licealnie, pielgrzymkowo

Witajcie!
Kilka dni za mną. Myślałam, że będzie gorzej z moim planem lekcji, ale żyję i radzę sobie całkiem nieźle. Szkoda tylko, że ciągle kończę tak późno, powrót do domu trwa jeszcze dłużej i wychodzi na to, że mam bardzo, ale to bardzo mało czasu. Nie o naukę chodzi, ale o to, że mam mało czasu na przyjemności w postaci książki, pichcenia w kuchni i zabawy z Charonem. Szara rzeczywistość - czołem!
Jutro jadę na pielgrzymkę harcerską do Częstochowy. Od razu po szkole, cały weekend spędzę z moimi dziewczętami na Jasnej Górze. I w ten oto weekend muszę skończyć "Mistrza i Małgorzatę". Jestem na ... początku. Pocieszeniem jest to, że pociągiem będę jechała prawie 2,5h. Mam czas na czytanie.
Ostatnio Charon miał kolejną sesję. Znowu Was zasypię jego zdjęciami. Podziwiajcie!
Trzymajcie się ;)