czwartek, 23 czerwca 2011

Dzien ojca

Dzisiaj był dzień tatusia. Mój dostał ode mnie Milkę, za to z mamą pojechałyśmy w niezapowiedziane odwiedziny do jej ojca.
Dojeżdżając do domu dziadków, dowiedzieliśmy się że przed dziesięcioma minutami przyjechał mój chrzestny - wujek z Warszawy, także robiąc niespodziankę dziadkowi.
Była Monika (jego żona), Luna (jego spasiony Labrador) i Maksiu (mój 1,5 roczny kuzyn).
Oczywiście w centrum uwagi był maluch, ale w sumie to się nie dziwię, bo był rozkoszny i biegał śmiejąc się po całym salonie. Gramolił mi się co chwila na kolana, chcąc, żebym mu dała mleka, ale trzeba go było jakoś uświadomić, że nie ma i dostał tylko wodę. Poszłam z nim na spacer za ogród. Pędził jak oparzony do aut. Byłam zmuszona wziąć go na ręce. Strasznie lekkie dziecko, może dlatego mi się tak wydaje, ponieważ mam kuzynów krasnoludów.
Dzień minął spokojnie. Przynajmniej nie spędziłam go w domu, gdzie zapewne nudziłabym się tak, że trwałabym przed komputerem cały czas.
Pożegnaliśmy się z każdym członkiem rodzinnego zjazdu i udaliśmy się do rodziców Edyty (ta, u której byliśmy we Włoszech) i przekazaliśmy jej paczkę, którą dała nam Edyta jak wyjeżdżaliśmy.
Do domu wróciłyśmy o 22.00.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna