środa, 1 czerwca 2011

Mija rok

1 czerwca 2010, dzień dziecka. Wracam wesoła do domu. Dowiaduję się, ze mój przyjaciel, który towarzyszył mi przez 9 lat zdechł. To był szok i cios prosto w serce. Nie mogłam na początku dopuścić do siebie takiej myśli. Myślałam, że zabraknie mi tchu. Łzy płynęły rzewnie, a ja nie mogłam się opanować, przez kilka minut. Wszystkie mile spędzone chwile z nim mignęły mi przed oczami. Czułam, że nie mam kogo obdarować teraz moją miłością, którą go darzyłam. Jego zdjęcie ciągle wisi nad moim biurkiem. Miała takie wyrzuty sumienia. Obwiniałam się, że go źle karmiłam, albo że z późniejszym czasem, poświęcałam mu coraz mniej uwagi. Było to pierwsze zwierzę, które musiała pożegnać. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Nie zapomnę miękkości jego futerka. Nie zapomnę tego, jak kwiczał w nocy, jak gryzł druty klatki. Wtedy było to takie denerwujące, teraz chciałabym bardzo usłyszeć to jeszcze raz, choćby nawet w środku nocy. I ten widok … widząc zwierzę podobne do niego, serce mi się ściska. Coś tam się dzieje w brzuchu. Dziwne uczucie. Był taki sam, taki niewinny i malutki. Taki wiecznie śpiący i domagający się uwagi.
Kubuś … :(((( Tęsknię.
A teraz pozwólcie, ze sobie popłaczę…
(Podczas pisania tego postu, z mojego gigantycznego fikusa w pokoju, spadł liść …)
 ;(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna