poniedziałek, 18 października 2021

Bieszczady dzień 4 i nasze Wielkie Bieszczadzkie Zaręczyny

Czwartego dnia obraliśmy sobie na cel bardziej rekreacyjną trasę, czyli długa, ale niewiele przewyższenia. Droga na parking startowy była wyzwaniem, bo była nieubita, same kamienie, pod górkę lub z górki. Tak wolno tak długo jeszcze nie jechałam, ale Volvo dało radę. Po drodze ciągle były tabliczki UWAGA NIEDŹWIEDZIE, co niespecjalnie mnie zachęcało z początku do wysiadania z auta. Z Bukowca wyruszyliśmy do Źródeł Sanu, przechodząc przez 3 nieistniejące już wsie bieszczadzkie. Szliśmy tak zwanym Workiem Bieszczadzkim. Na szlaku spotkaliśmy ledwie garstkę osób, bo mgła już w ogóle wisiała złowieszczo nad górami. I tak szliśmy lasem, po błocie, w ciszy, cały czas bliżej granicy z Ukrainą pod czujnym okiem Straży Granicznej. Ta wycieczka miała największy klimat, jakbyśmy zboczyli ze szlaku, to pewnie byśmy się w tym lesie zgubili. Mijaliśmy cmentarze, ruiny budynków, grobowce i opuszczone studnie. 

I tam, przy źródle Sanu, na samym końcu Polski, zostaliśmy z J. narzeczeństwem. 

Wtedy też magicznie zmieniła się pogoda i na parking wracaliśmy już w słońcu. Na parkingu pokazało nam 23 km w nogach. Potem tacy ubłoceni, ale szczęśliwi, pojechaliśmy do Smereka, żeby poczekać 40 minut w kolejce i zjeść pyszną kolację w Pawle Nie Całkiem Świętym. Taka nasza kolacja zaręczynowa.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna