Mój pierwszy raz w Anglii.
Jeszcze nigdy nie byłam na wyspach i bardzo się jaram, zwłaszcza, że jesteśmy w
cudownie typowo brytyjskim miasteczku. Henley jest cudownie typowo brytyjskie i nie mogłam się
napatrzeć na te domki i budynki. Wszystko utrzymane w tym samym stylu, nic nie
odstaje od reszty. Wszystkie budynki zrobione są z
czerwonej cegły, mają białe okiennice i kwiaty na parapetach.
Jestem po prostu zachwycona!
Trochę przeraża mnie akcent Brytyjczyków, bo mówią szybko i na początku rozumiałam co trzecie
słowo. Ale jest lepiej.
Pokój mamy taki w sam raz.
Najbardziej urzekło mnie zdanie Konrada po przyjeździe „nasza pierwsze cztery
kąty”. Mamy łóżko, które jest po prostu
szerokim jednoosobowym, wbudowaną szafę, biurko i szafeczkę. Umywalka nawet się
znalazła. Mieścimy się idealnie, w końcu nam nic więcej nie potrzeba.
Internet jest załatwiony od
sąsiada, także kontakt ze światem mamy zapewniony. Dużo pomogli nam kuzyn
Konrada i jego żona dostarczając pościel, ręczniki, wieszaki.
Ciągle jest mi tu zimno i mam
wrażenie, że każde ubranie jest wilgotne. Chyba nadal nie potrafię się
przyzwyczaić do klimatu. Jadłam też pierwszy raz chilli con
carne!
Nadal trudno mi się przyzwyczaić do lewostronnego ruchu.
Ludzie ogólnie jeżdżą tu jak porąbani, największe jazzy były na lotnisku na
pick up'ie.
I na koniec – jestem zauroczona króliczkami,
które kicają po trawnikach. Tak wiem, Konrad wspominał – są to szkodniki i
można do nich legalnie strzelać, ale ja i tak się jaram, bo to króliczki ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna