poniedziałek, 4 lutego 2019

Seriale

Ostatnio wiele seriali chcę i próbuję skończyć, bo męczą mnie takie "unfinished business".  Skoro już tak dużo siedzę w tych serialach i lubię je oglądać, postanowiłam spisać wszystkie seriale obejrzane w całości (mam wszystko udokumentowane na profilu na Filmwebie). Jeśli będę dobrze pamiętała, to opiszę przede wszystkim czy polecam obejrzeć i jak bardzo (nie)zawodzi finał. Może nawet opisze gatunek, fabułę.
To chyba najdłuższy post na tym blogu, już nawet nie chciałam dodawać zdjęć i zaśmiecać posta. Same informacje i dużo tekstu.

American Crime Story: O.J. Simpsons - serial prawny, kryminalny, w którym cały sezon poświęcony jest jednej sprawie - właśnie O.J. Simpsona. Morderstwo pokazane jest w pierwszym odcinku, potem przez resztę odcinków (10) pokazywana jest rozprawa sądowa. Każdy odcinek skupia się na czymś innym - to o prokuratorze, to o sędzim, o ławie przysięgłych, o rodzinach ofiar. Ostatni odcinek to werdykt, na który czeka się z niecierpliwością i zaskakuje. Polecam obejrzeć ze względu na obraz amerykańskiego sądownictwa, tak z ciekawości. Plus za dobrą obsadę (Travolta, Schwimmer).

Długa noc - krótki, 6 odcinkowy serial, który opowiada historię młodego chłopaka, którego oskarżono o morderstwo (z braku laku dowodów i innych podejrzanych). Podobnie jak powyższy serial - pokazuje proces, dochodzenie, dodatkowo wplatając smaczki z życia rodziców chłopaka, jego obrońcy. Trzeba się wciągnąć, jest trochę mrocznie, klimat więzienia/aresztu, przemoc, kto co lubi. Finał zaskakuje, bohater bardzo się zmienia, mimo, że to tylko 6 odcinków.

Glee - serial młodzieżowy, wesoły, kolorowy, bardzo poprawny politycznie, więc typowo amerykański. Mamy typowe liceum amerykańskie - cheerleaderki, grupa futbolistów, nerdy śpiewające w chórku szkolnym. I nagle te wszystkie grupy się stykają, zmagając z bullingiem wśród kolegów. Piosenki co kilka minut, znane i lubiane, aż chce się tupać nóżką i podśpiewywać pod nosem. Sezonów powstało 6, po 20-kilka odcinków, finał bardzo pozytywny, chyba wszyscy zadowoleni, zakończony pięknymi piosenkami. Wszystkie wątki zamknięte, raczej nie zostawi widza niespełnionego.


Timeless - podróżnicy w czasie naprawiają historię Stanów Zjednoczonych, którą nieustannie próbuje zmienić zła organizacja. Serial jest typowo amerykański, czyli skupia się na najważniejszych wydarzeniach w historii USA i podkreśla ich wielki wpływ na losy całego świata. Drużyna bohaterów to historyczka, były żołnierz i afroamerykański inżynier. Sezony są dwa, z zakończenia drugiego wywnioskowałam, że już chyba się skończył, chociaż kto wie - czasami twórcy zaskakują.

Jak poznałem Waszą matkę - już kiedyś robiłam post, w którym porównywałam ten serial z Przyjaciółmi. Jak poznałem Waszą matkę uważany jest za gorszą kopię Friends. Ciężko się nie zgodzić, chociaż ten serial ma też swoje zalety - na przykład rolę Neila Patricka Harrisa i Cobie Smulders. Serial emitowano w latach 2005-2014, więc też podobnie długo jak był pierwowzór. Opowiada historię piątki przyjaciół z Nowego Jorku, kórzy spotykają się towarzysko w mieszkaniu Teda bądź pubie, nad którym ma mieszkanie. Każdy odcinek to osobna historia. Cała koncepcja serialu polega na tym, że Ted, głowny bohater, z każdym odcinkiem opowiada swoim dzieciom jak poznał ich matkę, mimo, że matka pokazuje się dopiero pod koniec serialu. Zakończenie mnie rozczarowało, spodziewałam się czegoś totalnie innego, byłam chyba trochę zawiedziona, ale mimo wszystko dobrze bawiłam się przez 9 sezonów.

Seria Niefortunnych Zdarzeń - Netflix wyprodukował 3 sezony serialu, każdy po 10 odcinków. Serial powstał na podstawie 13 tomowej Serii Niefortunnych Zdarzeń autorstwa Lemony'ego Snicketa. Opowiada historię trojga sierot, które w wyniku pożaru straciły oboje rodziców i dom. Pozostała im fortuna, która do momentu osiągnięcia pełnoletności jest w posiadaniu banku. Bank poszukuje dla dzieci opiekuna, a po piętach depcze wszystkim Hrabia Olaf, polujący na majątek dzieci. Każdy odcinek wpędza człowieka coraz bardziej w przygnębienie, obserwując losy rodzeństwa. Hrabia Olaf grany jest przez Neila Patricka Harrisa, który udowadnia swoją genialność i kunszt aktorstwa. Naprawdę, podziwiam jego i w ogóle całą obsadę za grę aktorską. Serial to czarna komedia, groteskowy, smutny, przygnębiający, ale warto zobaczyć i doczekać finału, który przywraca nadzieję i podnosi lekko na duchu, że po burzy nadchodzi słońce.

Nocny recepcjonista - krótki, 6-odcinkowy serial, który opowiada historię trochę konspiracyjną, trochę przygody agenta służb specjalnych. W sumie ciężko określić mi klimat, ale akcja dzieje się szybko, zwięźle, wciąga. Wielki plus za rolę Toma Hiddlestona, Hugh Larriego i Olivii Coleman. Akcja dzieje się częściowo w Maroku, częściowo na Majorce, częściowo w Szwajcarii, plus częściowo Londyn. Główny motyw - zły, który handluje bronią i ten, który ma go powstrzymać. A do tego wtrąca się MI6. 6 godzin naprawdę dobrego serialu.

Awatar: Legenda Aanga i Legenda Corry - zestawiam te dwa seriale razem, ponieważ się łączą. Oba są serialami animowanymi, kiedyś powstał chyba nawet film aktorski Ostatni Władca Wiatru, ale mało ma wspólnego z animacją. Serial opowiada historię małego mnicha, ktory jest awatarem, czyli włada jednym z żywiołów - w tym przypadku wiatrem. Szukając innych awatarów próbuje pokonać złego bohatera, który próbuje przejąć władzę nad światem. No motyw nie jest szczególnie oryginalny, ale animacja jest tak sympatyczna i rozkoszna, że naprawdę wybacza się wszystko. Plus jest to bajka, więc nie ma co spodziewać się tutaj zbytniego skomplikowania. Drugi serial - Legenda Corry - to kontynuacja poniekąd pierwszego serialu. Ten drugi z kolei opowiada o losach wnuczki Aanga, Corry, która również jest awatarem. Motyw podobny jak u Aanga.

Przyjaciele - można pisać i pisać o tym serialu, ale chyba wszyscy wiedzą o czym i kim jest. 6 przyjaciół przesiaduje codziennie na zmianę w mieszkaniu Moniki bądź kawiarni, która znajduje się obok. Młodzi przyjaciele zaczynają swoją przygodę będąc jeszcze przezd 30-tymi urodzinami. Każdy odcinek opowiada osobną historię, ale są ze sobą wszystkie luźno powiązane w sensowną całość. Sitcom, więc śmiechu co nie miara, oglądam już 3 raz, a śmieszy mnie tak samo jak za pierwszym  razem. 10 sezonów po 24 odcinki mijają w mgnieniu oka i zapewniają świetne umilenie wieczorów. Serial nie jesy wymagający, a dla mnie jednym z największych atutów jest to, że wtedy nikt nie wymagał poprawności. Może brzmi to źle, ale dla mnie to wszystko było takie normalne, ludzkie, nie trzeba było wtrącać wątków, które teraz są wymagane w produkcjach, żeby nikogo nie urazić. Finał chwyta za serce i można uronić nie jedną łzę.

Firefly - krótki serial (1-sezonowy), do którego powstał potem film Serenity. Jest to dośc dziwny gatunek, bo western sci-fi, ale jest w nim coś, co tak bardzo urzeka. Mnie urzekł Nathan Fillon, dla którego chciałam to obejrzeć. Muzyka zostaje gdzieś głęboko w serduszku i z ostatnim odcinkiem robi się smutno, że jednak nikt serialu nie chciał kręcić dalej. A było to tak dawno temu, fani na pewno bardzo by chcieli poznawać więcej przygód space cowboi.

Constantine - także krótki serial, bo jeden sezon. Bazowany na podstawie komiksu o tytułowym bohaterze. Nie chcę pisać nic o komiksach, bo się na tym nie znam. Mogę jedynie powiedzieć coś o serialu właśnie. Główny bohater, John, posługuje się magią, aby zwalczać chodzące po ziemi demony i zsyłać je do piekła. Trochę takie Supernatural. John jest Anglikiem, więc miło się słucha brytyjskiego akcentu. Potem można zobaczyć Johna w DC Legends of Tomorrow, którzy nadal są emitowani. Mroczny klimat, ale z humorem, więc jak dla mnie lepszy niż film z Keanu Reevesem.

Synowie Anarchii - cudowny serial, dzięki któremu zakochałam się w klimatach brytyjsko-irlandzkich. Nie ma tam pięknych zdjęć klifów i łąk, ale coś mnie w tym pociągało. Ogólnie klimat gansterski, ale bardziej współczesny. Motory, handel bronią, alkohol, narkotyki, bijatyka. Mało pociągające dla kobiety, ale proszę Was - dla Charliego Hunnama warto. Plus muzyka, która powoduje dreszczyk i gęsią skórkę. Sezony mijają w mgnieniu oka, byłam z serialem gotowa w miesiąc pracując co dwa dni po 12h. Kawał dobrego serialu. Zakończenie rozdziera serce i długo nie można się z tym wszystki  pogodzić.

Dawno dawno temu - jejku, przygoda z tym serialem zaczęła się u mnie w 2013 roku. Wtedy był jeszcze tak słaby, efekty specjalne, zdjęcia, kostiumy, ale z roku na rok wszystko się polepszało i serial ewoluował pod względem montażu i obróbki graficznej. Serial traktuje o tym, jak świat bajkowy przez klatwę Złej Królowej został przeniesiony do miejscowości Storybrook, a wszystkie postaci zapomniały, że były w poprzednim świecie Kopciuszkiem, Śnieżką, krasnoludkiem, Czerwonym Kapturkiem itd. I tak mijają sezon y, pojawiają się kolejne postaci, złe i dobre, bardziej i mniej znane. Wracają wspomnienia z dzieciństwa. Wszystko pozmieniane, aby historia była jeszcze bardziej zagmatwana, pokręcona i tworzyła więcej zwrotów akcji. Dobrze bawiłam się z tym serialem, pozwolałam mi się odprężyć i oglądać coś, co lubię - bajki. Coś tknęło w środku, jak serial się skończył, dało się zżyć z postaciami.

Jeźdźcy smoków - no coż, jestem wielką fanką Jak wytresować smoka, a to jest właśnie krótki serial (2 sezony), który ma miejsce między 1 a 2 częścią filmu. Akcja dzieje się w większości na wyspier Berk, częściowo główni bohaterowie gdzieś tam latają. Dużo uwagi poświęca się badaniu i poznawaniu właściwości nowych gatunków smoków, więc można się całkiem dużo dowiedzieć. W tym serialu też pokazany jest proces szkolenia i oswajania smoków, jak one sa wybierane, jak sobie z nimi radzą młodzi wikingowie. Otwarte zakończenie póki co, więc może stworzą więcej sezonów, już po premierze 3 części.

Sherlock - chyba jestem jedną z niewielu osób, które wolą Roberta Downey Jr. jako Sherlocka niż Benedicta. Mimo wszystko, serial ciekawy, wciaga, zwłaszcza nowe przedstawienie przygód angielskiego detektywa. Serial Sherlock to przeniesienie przygód Holmesa do współczesności. Dosyć ciekawe przedstawienie znanych wszystkim spraw (Pies baskerville, Studium w różu) w nowej odsłonie. Warto posłuchać pięknego akcentu brytyskiego Benedicta, chociaż sam Freeman to także niezły kawał aktora i cudownie patrzy się na tę dwójkę. Trochę szkoda, bo sezony tylko 4, a odcinków w każdym 3 (po 1h), chociaż jak ktoś czuje niedosyt - można obejrzec Hobbita 3 część, gdzie panowie graja razem.

Castle - do tego serialu mam sentyment. Zaczęłam go oglądać kiedyś w liceum, bo leciał pierwszy sezon na AXN. Zaczęliśmy wspólnie z rodzicami i bratem, ale oni nie są tak wytrwałymi zawodnikami jak ja i przebrnęłam przez wszystkie sezony. Przygoda trwała do 2016 roku, ja skończyłam nadrabiać odcinki w 2017 roku, więc nie tak dawno temu. Bardzo mi brakuje Stany Katic i Nathana Fillona. Nathana można chociaż zobaczyć w innych filmach, jest dosyć aktywny w mediach społecznościowych. Finał jak każdy - boli, ani cieszy, ani smuci, bo niby fajnie, że coś w końcu znajduje swoje zakończenie, ale z drugiej - chce się więcej, jeszcze troszeczkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna