poniedziałek, 24 marca 2014

Kamienie na szaniec

„Kamienie na szaniec”. Według niektórych ekranizacja książki Kamińskiego, chociaż sam spadkobierca praw autorskich nie chce się pod nią podpisać. Sprawa wygląda tak, że poloniści są zachwyceni, ponieważ mają idealną adaptacje obowiązkowej lektury. Jednak spójrzmy na to z punktu widzenia harcerzy, o których ta powieść de facto jest.
Może od początku - mottem harcerstwa jest „Bóg, honor, ojczyzna”. Każdy z harcerzy przestrzega Prawa Harcerskiego, przynależność nie jest obowiązkowa, przez co akceptuje dobrowolnie panujące zasady i słucha przełożonych.
I tu jest meritum sprawy - karygodne złamanie 10. punktu prawa harcerskiego: Harcerz jest czysty w myśli, mowie i uczynkach, nie pali tytoniu i nie pije napojów alkoholowych.
Harcerze w adaptacji Glińskiego sypiają ze swoimi dziewczynami (jeszcze tak ważne w hierarchii osoby!), piją wino w domu ze swoimi partnerkami, palą po kryjomu papierosy (żeby Zośka nie widział). Nie obchodzi mnie tłumaczenie, że potrzebne było uwspółcześnienie postaci, ponieważ byłyby nudne i mało autentyczne. Robiąc z nich młodzież równą współczesnej zniszczył całkowicie piękno ideałów harcerskich, na których organizacja bazuje od ponad 100 lat. Metody, zasady i Prawo nie zmieniają się od tak wielu lat, wyrosło na nich mnóstwo ludzi i wychowało się wiele pokoleń. To nieprawda, że harcerz jest nudny i tylko siedzi w lesie szukając flag. Ludzie, to coś więcej. Zdegustowana filmem, dodając do tego ten brutalizm scen torturowania Rudego. Ok, tortury to nie głaskanie po głowie i pojenie sokiem pomarańczowym, ale jak polski film, to od razu wszystko musi być aż nadto pokazane? Sceny brutalne oglądałam przez palce, śledząc tylko dialogi. I, o dziwo, nie popłakałam się aż tak jak nauczycielka wróżyła.
Cieszę się, że można było nacieszyć oko krótkimi, aczkolwiek dobrymi i znamienitymi rolami starszego pokolenia. Na przykład pan Łukaszewicz, Żmijewski, Globisz i pani Stenka.
Kto nie czytał książki, kto nie jest harcerzem lub chociaż związany z ZHP bądź ZHR, polecam film. Dosyć mocny i dosadny. Chociaż według mnie powinien nazywać się „Akcja pod Arsenałem”.
A najważniejsze pytanie, towarzyszące całemu filmowi: gdzie jest Alek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna