niedziela, 26 kwietnia 2020

Nie docenia się swojego domu, do czasu jak nie przyjdą gorsze czasy. Kiedyś myślałam, że to istna katastrofa - mieszkanie na wsi, dojazd do miasta autobusem albo autem, bo wszystko daleko. 10 km to wcale nie tak dużo, jak już się jest mobilnym. Na przystanek kilometr, ale do lasu 200 metrów, widok na góry, przy dobrych wiatrach - nawet Tatry. Obecnie i tak daleko nie można się zapuszczać, ale mam ten komfort, że wychodząc z domu na spacer nie muszę zakładać maseczki, bo i tak nikogo nie spotkam, odległości bardzo łatwo zachować i jakoś tak nie czuć paniki, pustki w mieście.
Mam swoją przestrzeń, nie wpadam na członków rodziny na każdym kroku. Wiadomo, bardzo chciałabym, żeby już wszystko wróciło do normy, bo zrobiłam wszystko, co odkładałam, obejrzałam zaległości na You Tube, wysypiam się za wszystkie czasy, nawet blog jakoś prężniej ostatnio "działa". Porządki zrobiłam we wszystkich możliwych miejscach w pokoju, buty i ubrania gotowe na wiosenną pogodę i wyjście do pracy. Tylko, że wszystko stoi i z utęsknieniem czekam na zielone światło. Naprawdę, dajcie mi wezwanie 24 godziny wcześniej i będę pierwsza pod bramą czatować na otwarcie. Wiem, że pierwsze dni byłyby produktywne, bo mam maile czekające od początku marca na przeczytanie. I wiem, że doszłyby nowe obowiązki ze względu na światową paranoję. Tak, inaczej tego nazywać nie chcę, bo nie mam siły, nazywać tego czymś racjonalnym i normalnym. Izolacja doprowadza mnie do szału, a nie ma go gdzie wyładować.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna