wtorek, 28 lipca 2015

Moja przygoda z rowerem


Dzisiaj będzie rowerowy post!
Bo ostatnio sporo go w moim zryciu. W końcu dojeżdżam na nim do pracy praktycznie co drugi dzień. Nie jest to jakaś mega długa trasa, ale jednak coś tam pedałuję pod górkę. Jak po tych dwóch miesiącach nie będę miała silnych ud, to się załamię.
Kiedyś jeździłam dużo, bo rodzice organizowali nam niedzielne wycieczki rowerowe, na których robiliśmy 50-60km, czasami więcej. Tak zostałam wychowana i niewłaściwie drwię z ludzi, którzy męczą się po 10km i przypinają to pod swój wielki sukces. W pewnym momencie swojego życia zbuntowałam się i nie chciałam już jeździć na wycieczki. Rower troszkę mi zbrzydł.
Na zdjęciu widać mnie na początku obozu rowerowego z harcerkami w 2012 roku. W ciągu dwóch tygodni zrobiłyśmy 450km, nasz rekord dzienny to 100km. Po tym obozie na nowo pokochałam rower i jeździłam nim do pracy w sierpniu.
Potem znowu miałam przerwę w rowerowej przygodzie. W tym roku wracam ponownie na dwa kółka i śmigam do pracy. Co prawda do pracy mam 4 minuty, a do domu 10 minut, ale jakiś ruch zawsze jest. Czuję, że coraz lepiej idzie mi zdobywanie wzniesienia, na którym mieszkam. Wczoraj pokonałam nawet spory podjazd, przy którym jeszcze ostatnio zsiadałam z roweru i pchałam. Nawet pchanie sprawiało mi trudność.
Ogólnie moje nogi są tak skonstruowane, że widać na nich zarysowane mięśnie, nawet jeśli aż tak wyćwiczone nie są. Mam cienką tkankę tłuszczową. Lubie, gdy jadę pod górkę, kładę rękę na kolanie i czuję jak pracują mięśnie ud.
Mam zamiar skorzystać z książek taty o ćwiczeniach itp, i poćwiczyć uda. Książka nazywa się "zaprawa więzienna", więc może być ciekawie :D
Trzymajcie się, za niedługo znowu coś ciekawego sklecę. Pozdrawiam z pochmurnych Beskidów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna