poniedziałek, 27 lipca 2020

Bardzo długi weekend

Ostatni weekend zaczęłam już w czwartek, mimo tego, że w piątek byłam normalnie w pracy. Jak wyszłam w czwartek o 7:00 z domu, to wróciłam o 18:30 w niedzielę. Dobrze, że cały czas poruszałam się autem, bo miałam cały bagażnik pełny wszystkiego, co mogło mi się przydać.
Czwartek po południu spędziłam na spacerze z J. i psem, po drodze spotykając śmiesznego kucyka dwukolorowego.
Piątek typowo w pracy, a od razu po niej pojechałam do Krakowa odwiedzić Elę. Jednak nie ma to jak kolacja w McDonalds, spacer z łapaniem Pokemonów, cydr i chipsy wieczorem przed snem.
Sobota była bardzo intensywna, bo od rana byłyśmy na nogach. Skorzystałam, że byłam w Krakowie i wydrukowałam swoją pracę magisterską, z którą oczywiście musiałam zrobić sobie zdjęcie przed collegium UJ. Niezawodnie Ela zrobiła mi całą sesję, mam w czym wybierać. Po sesji spacer po Krakowie wzdłuż Wisły aż na Kazimierz, a tam - zapiekanki ze słynnego Okrąglaka. Tak mogę żyć, chociaż przeceniłam samą siebie i nie dałam rady zjeść całej - J. dostał drugą połowę na wynos na obiad. No właśnie, bo po południu wyjechałam z Krakowa i obrałam kierunek prosto do J., a od niego prosto do znajomych na wieczorne siedzenie na balkonie. To był tak długi dzień, że padłam na twarz o 23:00.
Niedziela już spokojniejsza, spacery, obieranie borówek amerykańskich w ogrodzie i odpoczywanie w altance. Dopiero wieczorem przyszła burza i ulewa, to się nazywa mieć szczęście przez tyle dni.
W sumie ten tydzień w większości spędziłam chyba w aucie, zrobiłam 500km i czułam, jakbym w nim, zamieszkała - było tam pół mojego dobytku. Najważniejsze, że udało się wszystko, co było w planie, spotkałam się z Elą, z którą nie widziałam się ponad pół roku i zjadłam dużo dobrych rzeczy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze! To naprawdę miłe z Waszej strony. Odwdzięczę się za każdy.
Bardzo proszę nie ogłaszać się w komentarzach.
Pozdrawiam.
Dagna